nów — wzywa wiernych do modlitwy. Przybywają oni wówczas gromadnie do świątyni, która niemal z zasady, o ile reprezentuje pokaźniejszą grupę wiernych, jest budynkiem eksponowanym, wybijającym się nad otoczenie. Już zazwyczaj sama lokalizacja jest szczególnie wybrana. Jest to albo centrum osady, albo szczególnie wyeksponowane miejsce w mieście, do którego i łatwo dotrzeć, i zwykle jest ono widoczne z odległej nawet okolicy. Sam obiekt, zwykle przestronny, uwieńczony często wieżą lub innym elementem wypiętrzonym, sprawia wrażenie, jakby sam Bóg czuwał nad oddaną mu okolicą. Oczywiście jak wiele jest ludów, jak wiele jest wierzeń, tak wiele jest odmian świątyń, łączą je jednak zazwyczaj pewne zbliżone cechy, łączy je świętość miejsca, często złączonego z prawem azylu. Tę świętość nie byle kto jest w stanie naruszyć. W zhu-manizowanym świecie wobec postępującej laicyzacji ciągle trwają jakby na straży dawnych czasów.
Naruszenie świątyń z reguły spotykało się z ogólnym potępieniem. Był jednak wyjątek, zresztą często powtarzany, kiedy miejsca święte ulegały zagładzie. Łączyło się to zazwyczaj z pojawieniem się nowej religii już w czasach nie tak znów odległych, bo zamykających się w przybliżeniu od około 2500 do 700 lat temu, kiedy to sfanatyzowani wyznawcy nowej religii, z pogardą odnosząc się do dawnych wierzeń, równali z ziemią miejsca kultu, częściej jednak i w tym czasie dokonywało się ich adaptacji do nowych potrzeb. Decydowała tu zwykle rozległość obiektu, jego duża wartość materialna i artystyczna. Tak stało się z szeregiem świątyń chrześcijańskich zamienionych na meczety, a wcześniej świątyń rzymskich i greckich zamienionych na kościoły. Inny los spotkał sanktuaria słowiańskie. Tu, gdzie rodzima władza decydowała się na zmianę kultu, zwykle burzono je w sposób umiarkowany często lokując w tych miejscach nowe ośrodki kultu. Tak mogło być i zapewne
było w Czechach, na Morawach czy w Polsce. Również tu nowe obiekty zniszczyły czasami niemal zupełnie, a czasami zupełnie dawne ośrodki kultu, niekiedy jednak poza symbolami kultu, wyobrażeniami bóstw, zachowało się wiele z dawnej architektury. Inaczej działo się u Słowian połabskich. Tam, jak wiemy, chrystianizacja była tylko narzędziem walki i narzędziem służącym do wytępienia miejscowych mieszkańców. Trzeba było opróżnić ziemie dla nowych osadników. Tam nacjonalizm połączony z fanatyzmem religijnym doprowadzał je najczęściej do zupełnego unicestwienia.
Fanatyzm religijny doprowadził też do innego powodu zagubienia wiedzy o dawnych ośrodkach kultu u Słowian, i o dawnych bogach. W pojęciu wczesnośredniowiecznych kronikarzy pogaństwo nie było godne nawet wspomnienia, ba, odnotowanie informacji o nim mogło pobudzić szatana do jego odnowy. Nieobce były tu i ówdzie zrywające się powstania pogańskie. To, źe przede wszystkim były one skierowane bądź przeciw obcemu najeźdźcy, bądź przeciw nowym władcom, panom feudalnym, nie było dostrzegane przez duchownych, którzy zwykle te kroniki tworzyli. Dzieło szatana, bo przecież tak na nie patrzono, musiało być unicestwione do końca. Kronikarze polscy w ogóle pomijają milczeniem dawnych bogów i dawne miejsca kultu, a kiedy pod wpływem rodzącego się renesansu fanatyzm zaczął topnieć, ślady dawnych wierzeń zupełnie zatarły się w pamięci. Trzeba było przejść, jak to uczynił Długosz, do fantazji podbudowanej wiedzą antyczną. Jest rzeczą oczywistą, że jego zapiski nie mają dla nas większej wartości. Jeśli coś z dawnych wierzeń przetrwało, zawdzięczamy to opisom kronikarzy zachodnich. U nich w opisach licznych walk ze Słowianami przemyka się taka czy inna informacja. Z okruchów można zbudować gmach mając dzisiaj do pomocy tak niezawodną naukę jak archeologia.