TWARZ
Na pograniczu jawy i snu —
Kędy z dreszczem zrywasz się na wierzch Lub bez pamięci lecisz w bezdeń snu — Gwiazdo-magnetyczny zmierzch Przezroczy
Rzucił mi w same oczy Niezapomnianą TWARZ.
W oczy mi wpadła nagle.
Gdym już, już leciał w senne głębiny: Światłocienie diable —
A środkiem jaśń Anioła —
A jeszcze wyżej i dookoła Bogo-ojcowy geniuszu blask jedyny.
Błyskawice ócz
Rozszerzonych bizantyńską trwogą — Czoło śród tucz —
Ale burze żadne już nie zmogą Niedościgle rozwichrzonej aureoli Eona...
To już nadświatowa sfera —
Choć brody noc nieprzenikniona W czerniach antycznego Lucyfera!
Straszliwy cud!
Cudowne przerażenie!
Do jakichż doszedłem wrót, że tacy Cienie
Z atawistycznych, zatajonych otchłani Zjawiają się nie wezwani!...
Niezapomniane Zjawienie!
Na pograniczu snów —
Gdzie się stykają jawa i Marzenie —
Czy cię zobaczę kiedy znów?...
Więc Dziady z Otchłani wyszli?...
Wielką się zdajesz nieść,
Nieogarnioną przez doczesne myśli, Wspaniałą treść —
Nieogarnioną, nie znaną dotąd wieść!...
Mamże nazwać cię po imieniu?...
Kto jesteś... prawie wiem.
Lecz dziwny strach mowę mi wiąże czcią... Do czasu — do czasu —
Aż znak mi dasz...
Zduszę to Miano w sercu mem —
Otoczę mgłą.
Pozostań w cieniu--
Do czasu zwij się TWARZ.
435