146 IV. Wittgenstein, Popper i Kolo Wiedeńskie
miotu złożonego, ponieważ ów przedmiot złożony mógłby nie istnieć: zdanie, w którym stwierdza się, że jego elementy są ze sobą połączone wr wymagany sposób, mogłoby być fałszywe. Ale wówczas znak. który miałby stanowić jego nazwę, byłby pozbawiony odniesienia, a tym samym nie mógłby wnosić żadnego wkładu w' wyrażanie zdania elementarnego. Wyrażenie zdaniowe, do którego ów znak zostałby wstawiony, byłoby pozbawione sensu>
Z argumentacją tą wiąże się jednak taki kłopot, iż nie ma. jak się wydaje, żadnych dobrych racji, by zaakceptować przesłankę, na której się ona opiera. Sam Wittgenstein miał później zwrócić uwagę, iż błędem jest utożsamianie znaczenia nazwy z tym, co ją nosi: z chwilą, gdy staje się to jasne, zostajemy uwolnieni od dylematu, iż o znaku, który nie nazywa prostego przedmiotu, musimy powiedzieć, że nazywa przedmiot złożony, albo że jest pozbawiony sensu. Nie stajemy się jednak przez to o wiele mądrzejsi. Nie pozwala na to fakt. iż nie wiemy nawet, o jakiego rodzaju przedmioty chodzi i jakie jest kryterium ich prostoty
Tego rodzaju frustracji nic odczuwali pierwsi adepci, którzy zaciągnęli się pod sztandar Wittgenstcina. Przyjmowali za oczywistość, że zdania elementarne z Traktatu są opisami doświadczenia zmysłowego: że przedmioty, o których mówią owe zdania, są tym, co zgodnie z modą wprowadzoną przez Russella i Moore’a nazywa się danymi zmysłowymi; że ich konfiguracje tworzą strukturę pola zmysłowego. W rezultacie Wittgensteinowi przypisyw'ano stanowisko filozoficzne, które nie różniło się niemal od stanowiska Humc‘a. Wittgenstei-nowskie stany rzeczy, proste i złożone, miały odpowiadać Hume’owskim faktom; tautologie i tożsamości miały wyrażać Hunie’owskie stosunki pomiędzy ideami. Obaj zgadzali się co do tego, iż te dwie kategorie wyczerpują wszystko, co może zostać sensowmie powiedziane. Co więcej, Wittgenstein wydawał się również podzielać Hume’owską postawę wobec przyczynowości, ponieważ twierdził, że „[indukcja] nie ma [...] jednak logicznego uzasadnienia, lecz jedynie psychologiczne”7 a także, że „Nie ma żadnego musu. by coś miałoby nastąpić, ponieważ zaszło coś innego. Istnieje tylko logiczna konieczność"*.
Zasadniczą trudnością dla takiej interpretacji jest to, iijcst ona niezgodna z logiczną niezależnością zdań elementarnych. Dopuszcza ona logiczną niezależność rzeczywistych stanów rzeczy o tyle, o ile każdy z nich jest rozpatrywany całkiem odrębnie, nie zapobiega jednak temu. by prawdziwość jednego ze zdań elementarnych falsyfiko-wało inne zdanie, jeśli, na przykład, przypisują one niezgodne barwy tej samej powierzchni sensorycznej w tym samym czasie. Wymóg niezależności nie jest również spełniony wówczas, gdy predykaty zdań elementarnych są predykatami ilościowymi; przypisywanie pewnej wielkości danemu elementowi nie da się bowiem pogodzić z przypisywaniem mu innej wielkości w tym samym czasie i w tym samym wymiarze. W każdym razie, gdyby zdania elementarne odnosiły się do treści doświadczeń zmysłowych, predykaty, które są w nich zawarte, miałyby raczej charakter jakościowy niż ilościowy. Fakt, iż wymóg logicznej niezależności zostaje pogwałcony przez predykaty ilościowa, podważa również sugestię, by interpretować Wittgensteinow-skie zdania elementarne jako odnoszące się do zdarzeń fizycznych. Ale jaka inna możliwość nam wówczas pozostaje?
Jedyna możliwość, jaką potrafię sobie wyobrazić, jest taka. że wszystkie przedmioty, które łączą się ze sobą tworząc proste stany rzeczy, są powszechni kami. Byłoby to zgodne z koncepcją zdań elementarnych jako obrazów przedstawiających możliwe stany rzeczy. Wyrażenie zgody na taki obraz byłoby równoznaczne ze stwierdzeniem, że istnieje stan rzeczy, który mu odpowiada: zaprzeczenie, że przedstawiany stan rzeczy istnieje, byłoby, odpowiednio, komunikowane przez odmowę wyrażenia zgody. Fakt, iż owe obrazy różnią się od siebie pod jakimś względem, nie przesądzałby o ich niezgodności, ponieważ nie istniałoby wewnętrzne odniesienie, prowadzące do konfliktu między nimi. Każdy z nich przekazywałby informację, iż istnieje pewien stan rzeczy, który mu odpowiada, ale żaden nie miałby znamion jakiejkolwiek próby zidentyfikowania danego stanu rzeczy inaczej niż poprzez podanie opisu przysługujących mu jakości.
Posługiwanie się takim językiem byłoby w istocie możliwe przy założeniu, że istniałaby pewna obowiązująca konwencja, która narzucałaby ograniczenia na obszar, w którym sądy byłyby sprawdzane. Na przykład, gdyby język miał charakter fenomenalistyczny. można