Narodziny i upadek gospodarki rynkowej
umysły nawet takich ludzi, jak Berkeley, I łume czy Smith. Oczywiście w pierwszej połowie XVIII wieku majątek ruchomy stanowił nadal problem natury etycznej, ubóstwo zaś jeszcze nim się nie stało. Purytanów szokowały feudalne formy rażącego marnotrawstwa, które w swoim sumieniu potępiali jako przejawy zbytku i słabości - musieli się jednak niechętnie zgodzić z Mandeville'em i jego opowieścią, że gdyby nie przywary pszczół, handel szybko by podupadł. W późniejszym okresie nic niepokojono już zamożnych kupców rozważaniami poświęconymi moralności w biznesie: nowe przędzalnie bawełny nie były odzwierciedleniem jałowej, pustej ostentacji, lecz odpowiadały na potrzeby szarej codzienności. Rozwinęły się nowe, bardziej subtelne formy marnotrawstwa, które tylko /. pozoru były mniej ostentacyjne, ale tak naprawdę okazały się jeszcze bardziej rażące niż te wcześniejsze. Ićpina, z jaką Defoe odniósł się do zagrożeń związanych z pomocą ubogim, nic była wystarczająco aktualna, by przeniknąć do sumień - zajętych przede wszystkim moralnymi niebezpieczeństwami związanymi z bogactwem. Rewolucja przemysłowa miała dopiero nadejść. Mimo to paradoks przedstawiony przez Defoe stanowił zapowiedź przyszłych trosk: ,,dawanie jałmużny to nie dobroczynność" - oddalając bowiem ostrze głodu, hamowano produkcję i jedynie przyspieszano jego powtórne nadejście; „zatrudnianie ubogich to szkoda dla narodu” — zapewniając bowiem publiczne zatrudnienie, tworzyło się nadmiar towarów na rynku i przyspieszało ruinę prywatnych kupców. Pomiędzy kwakrem Johnem Bellersem a Danielem Defoe, entuzjastą działalności gospodarczej, pomiędzy świętym a cynikiem, mniej więcej u progu XVIII wieku - wyłaniały się problemy, na które odpowiedzi miały w trudzie i znoju dostarczyć więcej niż dwa kolejne stulecia pracy i myśli, nadziei i cierpienia.
Jednak w- czasie, gdy funkcjonował system speenhamlandzki, prawdziwa natura pauperyzmu pozostawała nadal ukryta. Istniała całkowita zgoda co do niepodważalnej zalety, jaką jest duża populacja - tak duża, jak to możliwe - uważano bowiem, że o sile państwa stanowią ludzie. Przeważnie zgadzano się także w kwestii zalet taniej pracy, ponieważ tylko wtedy, gdy praca była tania, produkcja mogła kwitnąć. Ponadto, jeżeli nie biedni - to kto inny wchodziłby w skład załogi statków albo szedł na wojnę? Istniały natomiast wątpliwości, czy pauperyzm nie jest jednak czymś złym. Dlaczego ubodzy nie mieliby być zyskownie zatrudniani z myślą o dobru publicznym, podobnie jak służyli interesom prywatnym? Nie istniała żadna prze-
Iconująca odpowiedź na te pytania. Defoe odkrył przypadkiem prawdę. W samej istocie niewykształconego w pełni systemu rynkowego kryla się ułomność. Ani nowy typ bogactwa, ani nowy rodzaj ubóstwa niebyły jeszcze dla współczesnych w pełni zrozumiale.
Próba poznania natury tych zjawisk znajdowała się wówczas w powijakach. Świadczą o tym podobne projekty radykalnie się różniących myślicieli - kwakra Bellcrsa, ateisty Owena i utylitarysty Benthama. Owen, socjalista, był żarliwym wyznawcą równości ludzi i ich przyrodzonych praw; tymczasem Bentham gardził egalitaryzmem, kpił z praw człowieka i zdecydowanie skłaniał się ku leseferyzmowi. Mimo to „równoległoboki” Owena przypominały koncepcję „domów fabrycznych” Benthama do tego stopnia, że mogło się wydawać, iż zostały przez nie głęboko zainspirowane - może się lak wydawać do chwili, gdy przypomnimy sobie jego dtug wdzięczności wobec Bellersa. Wszyscy trzej myśliciele byli przekonani, że odpowiednia organizacja pracy bezrobotnych musi doprowadzić do powstania nadwyżki pieniężnej. Bellers, humanitarysta, miał nadzieję, że uda się ją wykorzystać na pomoc potrzebującym, Bentham, liberał utyli-tarysta, chciał ją przekazać udziałowcom, natomiast socjalista Owen wolał ją zwrócić samym bezrobotnym. Chociaż dzielące ich różnice zdradzały prawie niedostrzegalne oznaki przyszłych podziałów, ich wspólne iluzje ukazywały to samo radykalne niezrozumienie natury i roli pauperyzmu w rodzącej się gospodarce rynkowej. Co ważniejsze, stale rosła liczba ubogich: w 1696 roku, kiedy swoje hadania prowadził Bellers, płacone podatki wyniosły łącznic około 400 tysięcy funtów; w 1796 roku, gdy Bentham zaatakował ustawę Pitla, musiały przekroczyć poziom 2 milionów funtów, a w 1818 roku, podczas randy należącej do Roberta Owena, zbliżały się do 8 milionów funtów. W ciągu 120 lat, które dzieliły Bellersa i Owena, ludność się co prawda potroiła, ale podatki wzrosły dwudziestokrotnie. Bieda stała się zapowiedzią katastrofy, jednak jej znaczenia nikt jeszcze nie przeczuwał.