leczy wirusa niszczącego motywację do życia. Kto zapomina, że egotyzm Konwickiego dotyczy przede wszystkim wewnętrznej motywacji do pisania, ten skazuje się na wieczne rozczarowanie.
Właśnie taką szamotaninę pomiędzy rozczarowaniem twórczością Konwickiego a wiernością jej urokom odnaleźć można było na początku lat dziewięćdziesiątych w licznych wówczas — i mocno kontrowersyjnych — bilansach, ankietach i podsumowaniach literatury PRL. Rozczarowanie znalazło głośny wyraz w imiennej (23 respondentów) ankiecie Pisarze niedocenieni — pisarze przecenieni, ogłoszonej przez paryską „Kulturę” (1992, nr 7-8). W ankiecie tej Konwicki, obok Andrzejewskiego, K. Brandysa, Huelle i Szczypiorskiego, był najczęściej wymienianym „pisarzem przecenionym”. Natomiast w późniejszej nieco, anonimowej (600 respondentów) ankiecie „Zeszytów Literackich” (1993, nr 1) Konwicki, obok Herberta, Miłosza, Kołakowskiego, Herlinga-Grudzińskiego, Michnika i Mrożka, znalazł się na liście pisarzy najbardziej pożądanych przez czytelników.
Tę labilność ocen przypisać chyba należy konfliktowi pomiędzy kryterium doniosłości, które zawsze byliby skłonni stosować krytycy, a kryterium poczytności, które w sposób naturalny uważają za własne odbiorcy niezawodowi. Pierwsi kwestionują znaną sobie grę, drudzy właśnie
tej niezmienności oczekują. Prawdą jest bowiem, że Konwicki ustalił jedną, niezmienną regułę gry — „Ja jestem faktem mojej literatury” (Nowy Świat i okolice, s. 190) — ale uczynił to z pełną świadomością, iż publiczność podzieli się „na tych, którym jestem potrzebny, i na tych, którzy mnie już nie chcą” (Jestem znużony pisaniem). Tak zdefiniowane pisarstwo — zauważmy: w odniesieniu do potrzeb, a nie gustów, do życia, a nie literatury — nakazuje, by stawiane Konwickiemu zarzuty dotyczące powtarzalności, monotematyczności i fabularnej chaotyczności uznać w pewnym sensie za nieporozumienie. Naczelną wartością tego dorobku nie jest bowiem ani walor poznawczy, ani też warsztatowa poprawność; wszak pisarz od lat podkreśla, że wybrał powtarzanie i że nieufność do epiki skłania go ku „poetyce fabularnego skrótu”, ku korzystaniu z umowności i jej ujawnianiu.
Istota oferty Konwickiego polega, jak się zdaje, na szczególnym sposobie dowartościowania obcości, która — jako przyczyna wiecznego zdumienia — powinna stawać się zachętą do nieustannego poszukiwania autentyczności. Bohaterowie jego powieści — naiwni i cyniczni zarazem — przechodzą przez kolejne kręgi narodowych i egzystencjalnych wmówień, usiłując na własną rękę dociec sensu życia i sensu pisania. Świat jawi im się raz jako kosmos zamieszkiwany przez tajemnicę, kiedy indziej — jako
— 201 —