Tylko o tym byłam w stanie myśleć. Rozpaczliwie wbija łam palce w plecy Bonesa, żeby w jakiś sposób znaleźć sit; jeszcze bliżej niego. Przycisnął mnie do siebie mocniej, nic przestając przy tym całować, tak że ledwo mogłam oddy cbać, ale liczył się tylko narastający we mnie żar, od które go kurczyły się i zwijały szaleńczo zakończenia nerwów.
— Nie przerywaj, nie przerywaj! - Wykrzyczałam te sło wa prosto w jego usta, tak że zabrzmiały jak stłumiony bełkot.
Bones musiał go jednak zrozumieć, bo przyśpieszył tak bardzo, że nie byłam pewna, czy jestem jeszcze przytom na. Od nadmiaru rozkoszy zaczęły targać mną spazmy. Usłyszałam jęk Bonesa, niezwykle cichy w porównaniu z łomotem mojego serca, a chwilę później poczułam w so bie jego wilgoć.
Minęło dobre kilka minut, nim byłam w stanie wydo być z siebie głos.
— Coś wbija mi się w plecy.
Wciąż jeszcze nie mogłam oddychać normalnie. Oczy wiście, Bones nie miał tego problemu, bo wcale nie potrzebował tlenu. Odsunął mnie na bok i stwierdził krótko:
— Gałąź.
W końcu zerknęłam za siebie. Tak, to było drzewo ze sterczącą, ułamaną gałęzią.
Opuściłam nogi i stanęłam na ziemi. Spojrzałam n.i swoją sukienkę. Zniszczona. Nie mogłam jednak narzekać , bo koszula Bonesa była cała w strzępach. Dopiero potem rozejrzałam się po parkingu, czy przypadkiem nie zafun dowaliśmy komuś darmowego widowiska. Dzięki Bogu, nikt nie czaił się w pobliżu. Dobrze się też złożyło, że Bones wybrał drzewo rosnące w nieoświetlonym miejscu.
-Warto było czekać tyle lat - stwierdziłam, jeszcze drżąc po przeżytym uniesieniu.
Bones przestał całować moją szyję.
- Lat? — zapytał cicho.
Nagle ogarnęła mnie dziwna nieśmiałość. Po tym, co właśnie zrobiliśmy, kompletnie nie miała sensu, ale naprawdę ją poczułam. Dać się przyłapać w publicznym miejscu z - dosłownie - opuszczonymi spodniami w cza-sie porywu namiętności to jedna rzecz. Ale zupełnie czym innym było przyznanie się do celibatu. Tak czy inaczej, nie mogłam już cofnąć tych słów. Głęboko zaczerpnęłam tchu.
- Tak. Noah był pierwszym facetem, z którym się umawiałam po tobie, i my nie... Cóż. My nie. Tyle wystarczy.
Bones pogładził mnie po ramionach.
- Nie miałoby znaczenia, gdyby byli po mnie inni męż-t /.yźni, Kitten. Och, nie zrozum mnie źle, bardzo by mnie lo obeszło, ale i tak nie miałoby znaczenia. Pozwól jednak mi powiedzieć, że jestem bardzo, bardzo zadowolony, że ich nie było.
Pocałował mnie długo i namiętnie. Po chwili jęknął / rezygnacją i odsunął się niechętnie.
- Musimy się stąd wynosić, skarbie. Wkrótce ktoś się m na nas natknie.
Tak, zważywszy na leżące niedaleko zwłoki, gdyby to I tył policjant, oskarżono by nas o coś więcej niż tylko o obnażanie się w miejscu publicznym.
195