97
wiały się coraz to wyższe genjusze w dostatecznej obfitości, a w danym wypadku także odmiany talentów, jakich potrzeba było na nowych drogach rozwoju. Reszta staje się prostem zadaniem matematycznem; młyn musi mleć. Kwestja genjuszów i talentów zawiera jednak węzeł głębszych zagadnień,—to przyznawał już sam Darwin. Co stanowiło o ilości genjuszów i talentów, co zabezpieczało ich zjawianie się w każdym odrębnym wypadku? Na ten temat rozwinęła się dyskusja, która trwa do tej pory i bynajmniej nie zbliża się do końca. Czy można wierzyć, aby tryb życia rodziców sam przez się wywoływał konieczność zjawiania się pewego rodzaju genjuszów wśród potomstwa? Oilebym przez całe życie stale zajmował się grą w piłkę, czy możliwą jest rzeczą, by jedno z moich dzieci posiadało z urodzenia talent do gry w piłkę? Próbowano tego wybiegu. Wyćwiczenie rodziców miało torować drogę dzieciom. W dalszym ciągu prowadzi nas to do kierunku, który na dłuższy czas przed Darwinem wytknął Lamark. W końcu okazuje się dobór w walce całkiem zbytecznym dla potęgowania takich uzdolnień, i wszyscy potomkowie stają się genju-szami dzięki wyszkoleniu rodziców. Nie mówiąc już o tern, że to wyjaśnienie nie tłumaczy drugiego faktu i pozatem często zawodzi (np. jakim sposobem króliki mogą zmieniać barwę dzięki wyszkoleniu?), najważniejszy punkt tej teorji nastręczał poważną trudność. Zaprzeczono mianowicie, by cechy, nabyte przez rodziców dzięki ćwiczeniu, mogły się przekazywać dziedzicznie. Choćbym i trzydzieści lat grał w piłkę, a muskuły moje i nerwy nabrały w tern wielkiej wprawy, jest rzeczą niemożliwą, by dziecko ze mnie zrodzone było lepiej uzdolnione do gry w piłkę, niż jakiekolwiek inne. August Weismann doprowadził tę wątpliwość do krańca. Nie można zresztą powiedzieć, by jego argumenty były zupełnie szczęśliwe. W każdym razie zarzuty jego wykazały co najmniej, jak trudno w tym razie wyjaśnić najprostsze fakty.
Pochodzenie człowieka. 7