67
-tfoże, rzekłem, jak najwdęcćj grzybów, a mnie skoczka w tym dniu pt%odnym,“ i rozstałem się ze staruszką, czując niejaką zachętę w przekonaniu, źe azień jest dobrym do'szukania po lesie, kiedy i nieudolność z domu wywołał. Buch pobożności, jaki mnie w tern spotkaniu owionął, nie Przestał i samotnego w lesie ogrzewać. Zawołałem: „Matko Boska cudowna, zjednaj strony Częstocnowska, z cłrugićj' Sinardzewicka, wyjednaj mi znalezienie czego szukam!" i znowu nieznacznie wróciłem do nieumiarkowanie namiętnego szukania, które zaślepia. Dzień zeszedł, ja skoczka Me ujrzałem, jak i w dniach poprzednich/'
Ostatecznie żegnając sicpz Prądnikiem, przywiodłem Sobie mPpamięć wszystkie teowady rzadkie, które tam znalazłem! Byiyto w istocie -skarby, z któremi wielki djabeł nie byłby się mógł mierzyć woale. Ciążył on Mi jednak na sercu, i rzekłem naostatek z pokorą przodków naszych: „Kiedy się tak Bogu podobało, niechże i tak zostanie. Ja Mu składani dzięki za tyle innych darów."
Już wszystkie krzaki dębowe, które mi się zdawały najwięcej obiecująfóemi, zostały za mną, niestety! Ostat u na spadzistości góry w dolinę wiodącej, z pnia po ściątem drowie stnrćm wyrosły,' jakkolwiek nikczemny, wpada mi jeszcze w7 olfó. Przyklęknąłem i nachyliłem się do niego, nżeby dębową gałązkę z Prądnika, na pamiątkę, hi tam byłem odłamać-, i w-tem mocny elektryczny dreszte mnie prze-Mknął. Postrzegłem, że jedno z oczek na gałązce, przekręciło się w stronę przeciwmą, i poznałem, drżący cały, iż to była tak upragniona przezemnie Ledra mn-ita! Tak jest, to ona, zaledwie Moim otzom wierzę. Jakby apoplektyczny cios, miesza mi to ujrzenie przytomność umysłu, z której tyle tylko pozostało, żem całą ręką ogarnął i śćiśnął i owad ł gałązkę. Porzuciłem w&zystkie używane sposoby chwytania, ściskam dłoń i uczuciem dojść usiłuję, czy rzeczywiście znajduje się owad pod Zamkniętemi palcami, a dochodząc -wolna do coraz więksŁej. rozwagi, ręki otwrrać nie śmiem, lecz odgryzam gałązkę od krzaka, i z odgryzioną niosę zdobycz w7 hermetycznie zwurtej dłoni, te nawet przez zbytek ostrożności kilkakrotnie w7 płótno mojego czerpaka owinąwszy. Zstępuję ze skalistej góry: podwmjona ostrożność, ażeby nie upaść, przymusza mnie raczej zsuwać się niżeli