j
Si
Słyszeliśmy już improwizacje jego kolegów, zwykłe w takich okazjach urozmaicenie wieczoru. Ale Konrad nie jest jak poprzedni improwizatorzy okolicznościowym I składaczem wierszy. Konrad jest poetą z powołania, poetą prawdziwym. Dowiedzieliśmy się o tym już w Prologu. „Ja śpiewak” — mówił o sobie, nazwał się „wieszczem”. Wedle jednego z kolegów Konrad „ponury poeta”, „śpiewak wielki”, przepowiada przyszłość „jak Cygan^-^/Jtfs/yj' {
ceię opuszczają siucnacze. iyuiiiuu i
.Północ jego godzina”. Przy akompaniamencie fletu Konrad zaczyna improwizować. Pieśń, którą śpiew^jest wybuchem nienawiści, odwetu, żądzy zemsty łamiącej porządek ludzki i boski. „Pieśń pogańska” — mówi Ks. Lwowicz, „szatańska" — dodaje Kapral. Ale do Konrada nie docierają już te głosy ostrzeżenia. ' Po pieśni zemsty rozpoczyna drugą improwizację, która ma być wizją przyszłości ! narodu. Proroczy trans załamuje się jednak, wizja mąci się, wzrokiem natchnionego poety nie może Konrad przebić bariery czasu. To pierwsza jego klęska,] klęska twórcy i patrioty. Kryzys duchowy, słabość fizyczna. W tym momencie* celę opuszczają słuchacze. Konrad zostaje „sam jeden w celi”. 5
Natchnienie powraca. Konrad zaczyna wielką improwizację: „Samotność — cóż po ludziach...” Już te pierwsze słowa są dumną deklaracją indywidualisty, poety, który gardzi słuchaczami, artysty, który tworzy dla własnej tylko satysfakcji. Już w tym skierowaniu pieśni do Boga i natury jest jakaś szaleńcza próba wyłamania się z porządku ludzkiego, zdeptania społecznego obowiązku artysty. Konrada pochłania sama radość tworzenia, zachwyca go doskonałość własnej poezji. Emocje są niewyrażalne, artysta łamie się z trudnością ujęcia ich w słowa, ale pokonywanie tej trudności potęguje w nim poczucie własnej mocy twórczej. Irracjonalna siła natchnienia, wrodzony dar tworzenia wynosi go na szczyt ludzkiej hierarchii i jeszcze wyżej: twórca poezji mierzy się z twórcą świata, z Bogiem.
To apogeum romantycznego kultu poety. Ale to jeszcze nie kres jego poczucia potęgi.
1 u
Pieśń Konrada ma kosmiczny zasięg, a władzy jego nie tylko słowa podlegają. Konrad wierzy, że samą wewnętrzną siłą jest w stanie rządzić naturą na ziemi i w kosmosie. Ze podobnie jak narzuca porządek swoim wierszom, mógłby na-v^ rzucić porządek naturze. Ale władanie słowami i władanie naturą nie wystarcza ^ mu. W dziele tworzenia chciałby przewyższyć Boga. Bo świat stworzony przez^^ Boga jest niedoskonały. W tym świecie panuje zło, cierpią niewinnie ludzie, cierpią ’ niewinnie narody. Gdyby Konrad miał władzę nad ludźmi taką, jaka jest atry-*«^, butem Boga, stworzyłby świat nowy, świat bez cierpienia, „pieśń szczęśliwą^. ^ Dla uporządkowania świata po nowemu potrzebna jest Konradowi tyrańska władza nad ludźmi. Należy odebrać im wolną wolę, która mogłaby zakłócić szczęśliwy ład.
&
Oto fundamentalna sprzeczność tego zamachu na porządek świata. Konrad odrzuca ten porządek me tylko dlatego, ze sam cierpi, ale przede wszystkim dlatego, że cierpią inni. Jego rozpacz i bunt wynikają z ogromnej siły uczuć. Miłość do ^ ludzi, miłość do własnego narodu sprawia, że Konrad nie. może pogodzić się z niesprawiedliwym porządkiem, który dopuszczą cierpienie. Ale Konrad czuje się na tyle wyższy od ludzi, na tyle nimi gardzi, że chciałby ich uszczęśliwić sam, poza nimi, wbrew nim nawet. Pragnienie udoskonalenia świata jest aktem miłości do ludzi, ale zamiar udoskonalenia świata na mocy indywidualnej decyzji jest aktem pogardy dla ludzi. Ludzie sami nie potrafią ulepszyć świata. Jeśli on, Konrad, nie zdoła zaprowadzić sprawiedliwego porządku, to świat pozostanie chaosem krzywdy i cierpienia
I oto staje przed Konradem pytanie tak stare, jak ludzkość sama. Dlaczego ludzie cierpią? Czy ich cierpienia mają jakiś sens, czy są tylko grą przypadku? Czy świat jest porządkiem, czy chaosem? A jeśli jest porządkiem, to dlaczego jest to porządek okrutny? Dlaczego Bóg dopuszcza niesprawiedliwość? Jeżeli jest wszechmocny, mógłby urządzić świat lepiej, mógłby ustanowić porządek sprawiedliwy. Jeżeli jest wszechmocny, a dopuszcza zło, widocznie los cierpiących stworzeń jest mu obojętny. Widocznie nie jest chrześcijańskim Bogiem, który ukochał człowieka, lecz tym dalekim obojętnym Bogiem deistów, zimnym mózgowcem, który kiedyś stworzył świat i pozostawił go własnemu losowi. Bogiem, dla którego cierpiąca ludzkość, cierpiący naród to tylko „zawiłe zrównanie rachunku”.
Nie Konrad pierwszy to pytanie stawiał i nie Konrad pierwszy padł porażony rozpaczą wobec wizji świata bezprawia i cierpienia, świata bez nadziei. Nowe jest to, że Konrad stawia pytanie „duszą [...] w [...] ojczyznę wcielony”, że dochodzi przyczyny tej niesprawiedliwości, której ofiarą padł jego naród. I rozpacz Konrada jest pizede wszystkim rozpaczą człowieka, który zwątpił w sens cierpienia narodu, w sprawiedliwy porządek historii. W świecie, który jest tylko chaosem bezprawia i krzywdy, nie ma nadziei na wyrównanie rachunku dziejowego, na karę dla katów, na nagrodę dla uciśnionych. Jeżeli historia jest bezprawiem, to nie ma w niej miejsca dla narodu polskiego. Przemoc i okrucieństwo rządzą w tym świecie, a Bóg, który to dopuszcza, jest tyranem. Tej wizji świata Konrad znieść nie może. To kres jego szaleństwa i jego upadek.
Natchniony poeta usiłował przejrzeć przyszłość, ale pozostała dla niego ciemna. Całą moc swego uczucia i intelektu skupił dla zrozumienia porządku świata i zobaczył rozpaczliwy chaos. Pycha twórcy i uroszczenia rozumu doprowadziły go do zwątpienia, do rozpaczy, do upadku. Ale szaleństwo jego było szaleństwem człowieka opętanego miłością ludzi, miłością ojczyzny. To będzie mu policzone za okoliczność łagodzącą.
Powalony, w konwulsjach, z pianą na ustach, łup groteskowych diabłów z szop-ki oto jak nisko upadł Konrad. Dumny indywidualista, który samozwańczo
uznał się za przedstawiciela ludzkości całej, traci własną osobowość — przez usta jego przemawia szatan. Nad człowiekiem, który przed chwilą jeszcze uzurpował sobie władzę kosmiczną i jak despota chciał rządzić światem, Ks. Piotr odprawia egzorcyzmy. Ale już sama zawrotna głębia tego upadku — od gwiazd w proch zapowiada odnowę bohatera. Ks. Piotr wie, że myśl Konrada oczyszczona z grzechu „większym niżli pierwej blaskiem zajaśnieje”. Przyszłe wyniesienie bohatera przewiduje Chór Archaniołów.
Czym jest ten upadek dumnego i czym będzie jego przyszłe odrodzenie? Na py tanie to nie otrzymujemy jednoznacznej odpowiedzi. Jeżeli pojedynek bohatera z Bogiem był aktem szaleńczej pychy jednostki, to upadek jego jest upadkiem indywidualisty, który chciał utożsamić nie siebie z ludzkością, ale ludzkość z sobą, odbierając innym wolną wolę, odbierając innym osobowość^ Grzech pychy rzucił Konrada na dno zwątpienia i rozpaczy tak przeraźliwej, że bliskiej samounicestwieniu. W desperackim zamachu na porządek boski i ludzki popełnił Konrad grzech przeciw sobie, idąc za uroszczeniem rozumu targnął się na swoją duszę. Dlatego może w ostatniej scenie dramatu Kobieta dostrzega na czole Konrada ranę, o której Guślarz wie: „Tę ranę sam sobie zadał, / Śmierć z niej uleczyć nie może”. iJest to więc rana duszy, trwały ślad upadku.1 (S* /X)
Dźwigając powalonego grzesznika zapowiada Ks. Piotr jego przyszłe odrodzenie. Konrad ma wypełnić jakąś misję, oczekują go wielkie zadania. Przyszłość Konrada zna Ks. Piotr, na nową drogę życia daje mu przestrogę podczas krótkiego spotkania w scenie VIII, ale rozmowę przerywa żołnierz. Ks. Piotr nie może powiedzieć nic więcej o tym, co czeka Konrada.
Przypuszczać możemy, że Konrad oczyszczony z grzechu pychy i rozpaczy po dejmie służbę ojczyźnie. 2e odda się sprawie z samozaparciem podobnym temu, które wypełniło życie Ks. Piotra. 2e zdobędzie podobnie niezachwianą wiarę w sprawiedliwość boską i dziejową, na której zakłada się pewność odrodzenia Polski.