Biurokraci i narkomani
Narkotyki stają się coraz większym problemem Unii Europejskiej i świata. Prohibicja środków odurzających nie przyniosła rezultatów. Jednak brukselscy urzędnicy zamiast legalizacji substancji uznanych za narkotyki, nieustannie domagają się większych pieniędzy na zaostrzenie kontroli i przepisów wobec łamiących prawo.
Według najnowszego raportu lizbońskiego Europejskiego Centrum ds. Walki z Narkotykami i Uzależnieniami Narkotykowymi (EMCDDA) z powodu nadużywania co roku umiera co najmniej 9 tys. mieszkańców UE, a co piąty mieszkaniec Europy okazjonalnie stosuje substancje odurzające. 25 narodowych programów antynarkotykowych określających produkcję, handel, posiadanie oraz konsumpcję produktów uznanych za nielegalne jako przestępstwo kryminalne, okazuje się fiaskiem. Szerokim strumieniem wypływają pieniądze z budżetów państw, prawodawstwo jest niezwykle represywne, narkomanów przybywa, a mafiozi stają coraz zamożniejsi.
Uzależnieni od państwa
Mimo, że za handel narkotykami można trafić na długie lata do więzienia, w każdym większym europejskim mieście można nabyć najlepsze "dragi" z Kolumbii, Peru, Afganistanu czy Maroka. Większe nakłady na walkę z narkotykami oznaczają automatycznie większe marnotrawstwo, dodatkowe możliwości korupcji i coraz większe ceny substancji odurzających na czarnym rynku. Państwo chętnie dystrybuuje narkomanom darmowe igły i strzykawki. Uzależnieni objęci są szczodrą pomocą socjalną. Współpracujące z rządami koncerny farmaceutyczne dostarczają na koszt podatnika miliony porcji metadonu; legalnej substancji, podawanej jako substytut opiatów. Na odwyk masowo trafiają Niemcy, gdzie obostrzenia antynarkotykowe należą do najdotkliwszych. Nie słychać natomiast o problemach z używkami w Holandii, gdzie do problemu od lat podchodzi się w niezwykle liberalny sposób. Państwo od lat jest sojusznikiem mafii. Już od ponad 40. lat funkcjonuje chybiona Jednolita Konwencja ONZ o Środkach Odurzających. Urzędnicy sądzili, że jednym aktem prawnym zlikwidują uprawy, produkcję, handel i spożywanie substancji, których konsumpcja praktykowana od tysiącleci, na stałe wpisała się w codzienność. Efekt owej naiwności jest taki, że spożycie substancji odurzających wzrosło kilkunastokrotnie, a w każdej sekundzie na sprzedaży nielegalnych używek zarabia się 16 tys. euro, przy czym koszty produkcji są śladowe i rzadko przekraczają 1 proc. ceny finalnej towaru. Problemu naturalnie nie da się rozwiązać za pomocą prawa karnego. W bezsensownej wojnie z narkotykami międzynarodowa społeczność utopiła miliardy dolarów. Dzięki temu uprawy kokainy w Kolumbii zwiększyły się z 45 tys. do 165 tys. hektarów.
Ekonomia zakazanego owocu
Od zarania ludzkości człowiek stosował substancje pomagające mu wprowadzić się w stan odurzenia. Ucieczka od rzeczywistości za pomocą środków zmieniających świadomość jest naturalna dla różnych kultur. Nie ma logicznego powodu, dla którego jedne substancje wpływające na psychikę, uznawane są za narkotyki, a inne nie. Państwo i współpracujące z rządami korporacje czepią krociowe zyski z takich legalnych narkotyków, jak kawa, herbata, tytoń, leki, alkohol czy napoje pobudzające. Regulacje rynku narkotykowego są więc takimi samymi regulacjami, jakim poddaje się inne rynki, z tą różnicą, że opinia publiczna jest karmiona mitem szczególnej szkodliwości określonych produktów. W ten sposób tworzy się unikalny klimat "zakazanego owocu", który stanowi jedną z najmocniejszych rekomendacji dla produktu i samoistnie napędza popyt. Jest oczywiste, że niektóre narkotyki zażywane nałogowo i bez ograniczeń, mogą być niezwykle groźne dla zdrowia i przeważnie kończą się śmiercią konsumenta. Dlatego nadrzędnym celem światowej polityki antynarkotykowej powinna być polityka informacyjna. Podobnie, jak w świadomości człowieka silnie zakorzenione jest niebezpieczeństwo użycia noża kuchennego w akcie przemocy, tak świadomość większości ludzi powinna być wyczulona na unikanie negatywnych konsekwencji spożywania substancji odurzających. Niestety rządy państw europejskich nie skupiają się na prewencji zażywania szkodliwych produktów psychoaktywnych, lecz marnotrawią gigantyczne środki finansowe na przeciwdziałanie zjawisku, którego nie da się wyeliminować oraz na ponoszenie ekonomicznych i społecznych skutków narkomanii. Opisywane podejście nie tylko jest rażąco niebezpieczne z punktu widzenia epidemiologicznego, gdzie fatalny poziom życia narkomanów związany ze społecznym rozkładem sprzyja rozprzestrzenianiu się HIV i żółtaczki, ale stanowi także zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego.
Rada głupców
Podczas analizowania statystyk związanych z problemem narkomanii, warto zwrócić uwagę, że uzależnieni umierają przede wszystkim w wyniku przestępstw kryminalnych, chorób oraz złej jakości narkotyków. Degradację społeczną potęgują wysokie ceny substancji psychoaktywnych narzucane przez grupy przestępcze i brak możliwości resocjalizacji, bowiem przymusowe programy leczenia narkomanów proponowane przez państwowe instytucje zdrowia są nieskuteczne, a dopiero pojawienie się inicjatyw prywatnych, bazujących na dobrowolności, odpowiedzialności, otwartości i współpracy, pozwalają zawrócić słabym jednostkom z tej drogi do nikąd. Eksperci badający problem zwracają uwagę, że narkotyki w kulturze światowej były zawsze sprawą postawy indywidualnej, natomiast od czasu, kiedy urzędnicy uczynili walkę z procederem kolejnym pretekstem do wyciągania pieniędzy z kieszeni podatników, stały się globalną plagą o wymiarze katastrofalnym. Podejście eurobiurokratów jest powszechne znane. Regulacje gonią regulacje, które zastępowane przez kolejne regulacje. Opiniowaniem zjawiska w Unii Europejskiej zajmuje się tzw. Rada Mędrców (fr. Comité des Sages - przyp. T.T.). Nawoływania do "elastyczniejszego podejścia", opierającego się na tzw. "redukcji szkód", nie przynoszą żadnych zmian w polityce narkotykowej. Tymczasem coroczne raporty z Lizbony wyglądają coraz gorzej, a wspólny unijny czarny rynek niedługo zaleje pierwszej jakości amfetamina z podwarszawskich laboratoriów, produkt ceniony, konkurencyjny i tani.
Interes kwitnie
Okazuje się, że polityka narkotykowa może być elementem gospodarki narodów. Podczas lat komunizmu, największe przychody do budżetu dostarczał sektor spirytusowy, a więc związany z najbardziej niebezpiecznym, szkodliwym społecznie, degradującym, aczkolwiek legalnym narkotykiem, jakim jest oczywiście alkohol. W PRL ponad połowa zysków z budżetu pochodziła ze sprzedaży alkoholu, gwarantowanego państwowym monopolem (prywatna wytwórczość w tym zakresie była ścigana ze szczególną surowością). Kokaina zadecydowała o sukcesie Coca-Coli i jeszcze przed wojną była dodawana do wykwintnych win. Obecnie, gdyby nie kokaina padłyby gospodarki nie tylko kilku państw Ameryki Południowej, ale także jednego z najbogatszych stanów USA - Florydy. Rząd Stanów Zjednoczonych przychylnym okiem patrzył na eksperymenty z LSD w latach 60., jako środkiem kontroli umysłów, jednak, gdy z laboratoriów substancja wydostała się na ulicę, spowodowało, że CIA wycofało się z finansowania badań. Amfetaminą szprycuje się żołnierzy od Japonii po Europę. O kontrolę nad surowcami koniecznymi do produkcji substancji psychoaktywnych toczy się wojny i morduje ludzi. Na kontroli rynków narkotykowych zarabiają więc rządy, poszczególni biurokraci, przestępczość zorganizowana, pojedynczy bandyci, a cenę za kryminalizację zjawiska płacą poszczególni poszkodowani i społeczeństwo.
Konopna prohibicja
Delegalizacja uprawy konopii, rośliny, z która odgrywała niezwykle istotną rolę w światowej gospodarce od XVI w. zakrawa na jeden z największych absurdów w historii. Marihuana wytwarzana z konopii, należy do najmniej szkodliwych ze znanych środków odurzających. Tetrahydrokanabinole (THC), zawarte we włóknach konopnych, mają ponadto cenne właściwości medyczne, mogące być wykorzystywane w terapii nowotworów, AIDS, epilepsji, stwardnienia rozsianego, jaskry i schorzeniach psychicznych. Zboże [siemię?-h] konopne od 1631 r. do XIX w. było cennym i legalnym środkiem płatniczym. Konopna prohibicja zaczęła się od wprowadzenia... podatków. Taksa w wyskokości dolar na uncję zniszczyła konopny przemysł w USA, na rzecz włókien sztucznych, produkowanych przez koncern Dupont. Przed wojną z konopii wytwarzało się nie tylko jedno z najmocniejszych włókien, ale także sznury do żaglowców i papier. Z łyka wyrabiano płyty paździerzowe i celulozę. W przemyśle spożywczym konopie wykorzystywano do produkcji oleju, mączki ze śruty i paszy. Narkotykowa histeria nowej ery spowodowała, że Europa utraciła cenne źródło zysków. Nieśmiało zaczyna się powracać do projektów uprawy tej rośliny o drastycznie zmienionych parametrach chemicznych, uniemożliwiających uzyskiwanie osławionego THC. Kilka lat temu prasa donosiła o szansie rekultywacji upraw konopnych w Wielkopolsce. Jeszcze w latach 70. areał upraw konopianych wynosił w kraju blisko 30 tys. hektarów. W UE uprawy konopii są ściśle reglamentowane. Jednak roślinę uprawia się także w Niemczech, na terenie Brandenburgii i Saksonii.
Nie ma substancji nielegalnych
Wiara, że substancje uznane za nielegalne znikną, jest złudna. Istnienie rozmaitych substancji, także tych używanych w celach relaksacyjnych, jest niekwestionowanym faktem. Czas położyć kres fanatyzmowi zwolenników prohibicji. Legalizacja narkotyków przyniosłaby szereg niekwestionowanych korzyści. Przede wszystkim uderzyłaby w rząd, który straciłby pretekst do marnotrawienia gigantycznych środków na walkę z wiatrakami. Urzędnicy utraciliby także dodatkowe źródło zysków z korupcji. Upadłoby wiele mafijnych fortun. Grupy przestępcze zostałyby zastąpione firmami. Rynkowa konkurencja spowodowałaby drastyczny spadek cen i radykalne obniżenie opłacalności narkotykowego procederu. Spadłaby konsumpcja narkotyków, które powszechnie dostępne, straciłyby na atrakcyjności. Koordynacja polityki informacyjnej przez uprawnione instytucje: prywatne fundacje, zatrudniające lekarzy, terapeutów czy socjologów, doprowadziłaby do rzetelnego informowania opinii publicznej o niebezpieczeństwach związanych z odurzaniem się. Narkomani nie umieraliby wskutek zażywania trucizn. Wielu z nich zyskałoby szansę na resocjalizację i normalne życie. I wreszcie konsumpcja substancji psychoaktywnych odzyskałaby charakter prywatny - odpowiedzialnego wyboru, przysługującego każdej osobie, cieszącej się wolnością.