Ziemio1, nie jesteś ty miłości tworem,
Bo nie ma serca ni miłości w tobie; .
Jak zalotnica strojąc się wieczorem
0 blasku jeno marzysz, o ozdobie Zaprawdę ziemio, z nudy i przesytu
Bóg ci dał chwilę motylego byty.
1 jak ćma głupia kołujesz przy słońcu Aże weń wpadniesz i spłoniesz na końcu. Tyś samolubna zanurzona w kwieciach
O swych cierpiących zapominasz dzieciach, Ciekawie chwytasz głosy różnćj treści
Oprócz jednego — prócz głosu boleści!
Nieraz z twój cierni wiła dłoń zdradziecka Koronę męki dla twojego dziecka.
Ta cierń zbrodnicza, świętą krwią opita, Potćm na wiosnę w biały kwiat rozkwita,
I ptaki o niój śpiewają po świecie:
Jakie to białe i niewinne kwiecie!
I nad ńaszemi doSay gdy pożary Porozwieszają czerwone sztandary,
A matka z włosem roziskrzonym w błyski Do niemowlęcej rzuca się kołyski,
To wtedy chmura lecąca po niebie Wśród ciemnej nocy, tak szepce do siebie-. Wesołe ognie co na ziemi płoną,
O, jakże ładnie malują mi łono! —
Ziemio*, tyś zawsze, tyś zawsze jednaka,
Szatan ironii wciąż lata nad tobą,
Co nam ból sprawia, tobie jest ozdobą.
Tobie jest blaskiem. Mówią że łza ptaka Zakalhieniała staje się bursztynem, —
Ziemio! krew nasza — dla ciebie rubinem.
Jęk nasz — dla ciebie melodyjnym dźwiękiem, Zbielałe kości — tobie łożem miękkićm!
Widziałem dzisiaj, jak łańcuch żórawi Ciągnął od morza, przynęcony wiosną, l leciał chyżo — i pieśnią radosną Sławił jeziora gdzie się lilia pławi,
I sławił góry uwieńczone w sosny,