Ktoś, kto sądziłby, że przypadek Dominika jest odosobniony, bardzo by się mylił. Dzieci, które dzięki kinezjologii edukacyjnej i mikrokinezyterapii poprawiają swoje osiągnięcia szkolne, jest coraz więcej. Metody te są jeszcze stosunkowo mało znane i słabo rozpropagowane, ale tam gdzie zostają zastosowane, szybko przynoszą wymierne rezultaty i zyskują zwolenników. Bardzo istotne jest to, iż coraz więcej nauczycieli i pedagogów, na podstawie własnych doświadczeń, przekonuje się, jak cennym narzędziem może być każda z tych metod z osobna lub ich umiejętne połączenie.
- Piętnastoletni Michał, uczeń klasy ósmej zgłosił się do mnie w kwietniu - opowiada Hanna Nikodemska, psycholog i instruktor kinezjologii edukacyjnej z Warszawy. — Średnia jego ocen wynosiła wtedy 2,5. Chłopiec nie czytał książek, jeszcze niechętniej pisał. Wypowiadał się bardzo lakonicznie, a jego słownictwo było bardzo ubogie. Ku rozpaczy nauczycieli i rodziców nigdy nie miał nic do powiedzenia — nawet na temat swych ulubionych programów telewizyjnych i zabaw. Robił liczne błędy ortograficzne, a większość czasu spędzał na oglądaniu telewizji. Czasu było niewiele, więc wspólnie ustaliliśmy bardzo intensywny harmonogram zajęć — raz w tygodniu Michał spotykał się ze mną, a codziennie, przez co najmniej godzinę, miał wykonywać gimnastykę Dennisona. Umówiliśmy się także, że do egzaminu, który miał mieć w czerwcu, nie będzie oglądał telewizji i ograniczy czas, który do tej pory poświęcał na niewiele wnoszące do jego rozwoju spotkania z rówieśnikami. Chłopak potraktował to poważnie i wywiązał się ze swoich zobowiązań. W maju zakończył naukę w szkole podstawowej z zaskakująco dobrymi ocenami, a następnie przystąpił do egzaminu do liceum zawodowego. Zdał go i został przyjęty. W szkole średniej radził sobie dobrze,
77
Jak wyleczyłem dziecko z dysleksji