przy niej ustawić na długo, gdyby nic kurczowy odruch bólu spowodowany nieszczęsną stratą rękopisów. Pracowałem z niepamięcią, szukałem dobrowolnie obowiązków i twiązań. Byłem redaktorem, ale i portierem redakcji, i kio równikiem ekspedycji i chłopcem ekspedy tors kim, byłem akwizytorem irnera-tów i kolporterem objeżdżającym miasta dla pozyskania życzliwości księgarzy, i byłem projektodawcą typograficznym pisma, który w czasie składania pracował z zccerami nad kasztą, a w czasie tłoczenia pilnował maszynisty. 1 złapałem się na tym, że ta praca podoba mi się coraz bardziej. Pokochałem ją tak niebezpiecznie, jak nieraz można pokochać kobietę, u której chce się zapomnieć o innej. Następstwa takiej niebezpiecznej miłości bywają niszczycielskie i zwalcza się je ucieczką. „Zwrotnicę** porzuciłem.
Jak bardzo służyło mi odzyskanie swobody, to da się ujrzeć w liczbach. W dwul cci u, które nastąpiło po zawieszeniu pisma, ukazywały się co rok dwie moje książki; rok 1924: A i Żytue Unit, rok 1925: Notce usta i Szósta/ Szósta/ A sumienie zwrotniczanina uspakajałem myślą, że meja praca jednostkowa może oddać towarzyszom usługi co najmniej równe redaktorskim. 1 cieszyłem się, widząc, że moje tomiki poetyckie i mój odczyt o poezji, nim przyszło im działać wpływami szczegółowymi, działały już ogólniej wyzwoleniem się spod tyranii aplauzu i zwrotem ku istotnym poszukiwaniom poetyckim, co nad* wspólną cechę charakterystyczną kilku świetnym poetom (Przyboś, Ważyk, Kurek, Brzękowski) i umożliwi im dokonanie czynów poetyckich, które stanowić będą najgłębszą nowość owych lat.
Lecz artykuły! Z powodu zawieszenia „Zwrotnicy“ ucierpiały moje artykuły. Stało mi się niemal niemożliwym snucie napoczętych myśli. Nasze życie literackie jest dziś chore, a jednym ze symptomów choroby jest blcdnicza prasa literacka. Nie było pisma, w którym by pisarz, jaskrawo myślący lub piszący, mógł się wypowiedzieć bez wynaturzenia swej myśli lub przynajmniej mowy. Ze skocznych „Wiadomości Literackich“ nie mogły korzystać nawet godziny mojego humoru. Nie korzystałem również z utworzonego wówczas „Almanachu Nowej Sztuki**, który zniechęcał mnie jeszcze jedną retrogresją, w jaką po dawnych retrogresjach prymitywis tycznych, anty cywilizacyjnych, hamul-czych popadła polska nowa sztuka, retrogresją w tym wypadku klasycy żującą.
O klasyczności zaczął mówić Stern, o drodze do nowego klasycyzmu pisał w artykule wstępnym redaktor St. K. Gacki. A że w owym czasie także J. N. Miller zwracał się ku klasycyzmowi we „Wiadomościach Literackich**, uważałem, że utrwalającym się już dzięki „Zwrotnicy4* orientacjom progresywnym grozi niebezpieczeństwo, i nie tylko utrzymywałem wobec „Almanachu" odległość ostentacyjną, ale w napisanych wówczas Nowych ustach poświęciłem klasycy snowi jeden z moich gniewów. Artykuł w „Gazecie Lwowskiej", i dwa czy trzy okazyjne artykuły w „Życiu Teatru4*, to było wszystko, co oddałem nic moim ziemiom. A tymczasem w sześciu numerach „Zwrotnicy4* pozostało kilka artykułów, kilka, mało, za mało, by ukazać nie całość myśli, lecz choćby linię całości. Zresztą nawet gdybym mógł uzupełniać je na innym miejscu, to i tak nie zmieniłbym faktu, że tu, gdzie były u siebie, nic były jeszcze sobą.
Błogie dwulecie skupienia przerwał mi Przyboś naleganiem o wznowienie „Zwrotnicy". Nic umiałem mu odmówić, i stało się.
Zespół współpracowników musiał być w nowej „Zwrotnicy1* innym niż poprzednio. Rozsypna grupa futurystów rozsypała się. Zmienili się też sami futuryści; ten i ów zawrócił ku umiarowi, inny jednoczył niepojednane, inny wyjechał z kraju i przechodził za granicą nieznaną w szczegółach ewolucję. A Witkiewicz nie chciał pracować w żadnym piśmie kierunkowym, pragnął pisma polemicznego, które by było walką wszystkich ze wszystkimi.
Jeden niewątpliwie zły skutek miała ta sytuacja: konieczność ograniczenia się do młodych współpracowników, których prace wymagały nieraz przed publikacją długich omówień, kosztownych ceną czasu i sil. Były to lata, w których ani jednej godziny nie byłem w moim pokoju sam. Obok złego skutku dobry: nowa sytuacja pozwoliła „Zwrotnicy" wyspecjalizować swoje odrębności. Zgrupowawszy dokoła siebie najbliższe sobie umysły, otrzymała postać szczegółowszą. Krystalizacja postąpiła naprzód, ściany kryształów były bardziej widoczne i lśniły. W zakresie poezji proces ten był najbardziej jasny, lecz zaznaczy ł się także w dziale plastyki, gdzie idea nowego ładu, realizowanego poprzez twórczą swobodę wobec wyglądu rzeczywistości, doczekała się
321