koju. Cóż bowiem mogliśmy uczynić poza traktowaniem tego problemu w sposób niejako psychoanalityczny? Usiłowaliśmy wykryć moje wczesne urazy, powodujące przeniesienie niepokoju na moich kontrolerów. Badaliśmy bezskutecznie moje wczesne stosunki z ojcem itd. Coraz bardziej więc skłonny byłem do hiperrefleksji, a mój stan po-* garszał się. Mój niepokój wzrósł do takiego poziomu podczas sesji kontrolnych, że musiałem powiedzieć o nim psychiatrom, by wyjaśnili moje zachowanie. Zalecili mi, bym poszukał psychoterapeuty o nastawieniu psychoanalitycznym, który podjąłby terapię osobistą, by dotrzeć do ukrytego sensu mojego niepokoju. Nie mogąc pozwolić sobie na taką pomoc zawodową, zwiększyłem z moimi przyjaciółmi wysiłki zmierzające do wykrycia głęboko ukrytego sensu mojego niepokoju, a mój stan pogarszał się. Często miewałem ostre ataki niepokoju. Mój powrót do zdrowia rozpoczął się od wykładu dra Frankla w dniu 8 stycznia 1974 r., poświęconego poszukiwaniu sensu przez człowieka. Dr Franki mówił o trudnościach, jakie się napotyka, usiłując w sposób psychoanalityczny ujawnić autentyczną odpowiedź. Podczas czterogodzinnego wykładu zaczynałem rozumieć, w jaki sposób terapia, którą przeszedłem, zwiększyła mój problem, tzn. doprowadziła niemal do jatrogen-nej nerwicy. Zacząłem rozumieć, że przyczyną mojego niepokoju było samostłumienie podczas sesji kontrolnych. Moją reakcję wywołała moja niezgoda z psychiatrami i lęk przed wyrażeniem jej. Szybko przerwałem terapię i poczułem się lepiej. Ale rzeczywista zmiana nastąpiła podczas następnej sesji kontrolnej. W trakcie tej sesji zacząłem wyrażać moje poglądy i niezgodę z psychiatrami, ilekroć rzeczywiście ją odczuwałem. Nie czułem żadnego lęku przed utratą pracy, spokój ducha bowiem stał się dla mnie znacznie ważniejszy od pracy. Gdy tylko zacząłem wyrażać siebie podczas owej sesji, zaraz poczułem jak mój niepokój zaczyna maleć. W ciągu minionych dwóch tygodni niepokój mój zmalał o jakieś 90%.”
Sumienie jest więc zjawiskiem ludzkim. Ale może być aż nadto ludzkie. Nie tylko prowadzi nas do sensu, ale może też prowadzić nas na bezdroża. Jest to część kondycji ludzkiej. Sumienie może się mylić i nie mogę wiedzieć z absolutną pewnością, czy moje sumienie ma rację, a sumienie drugiego, mówiące mu coś innego, jest w błędzie, czy też na odwrót. Nie znaczy to, że nie ma prawdy. Jest i może być tylko jedna. Ale nikt nie może być absolutnie pewny, że właśnie dotarł do tej prawdy.
Człowiek może przeto słuchać swego sumienia, choć aż do śmierci nigdy nie wie, czy sens, jaki mu przekazuje, jest prawdziwy. Jak powiedział pięknie Gordon W. Allport, „możemy być zarazem na pół pewni i całkowicie szczerzy” (Psy-chological Models jor Guidance, w: „Harvard Educational Review”, 32, 1962, s. 373).
Sensy odnoszą się do sytuacji niepowtarzalnych i do równie niepowtarzalnych osób, które wobec nich stają. W przeciwieństwie do niepowtarzalnych sensów wartości są mniej lub bardziej uniwersalne, tzn. podzielane przez całe grupy danej populacji. Definiuję nawet wartości jako po-wszechniki sensu. Ale jako takie podlegają zmianom, a naVet więcej, dotyka je dzisiejszy upadek tradycji. (Ów klimat kulturowy znajduje swoje odbicie na poziomie jednostkowym, w poczuciu bezsensu, pustce wewnętrznej i tym, co opisałem i nazwałem pustką egzystencjalną.) Tradycje i wartości niszczeją. Ale tradycje nie przenoszą i nie mogą przenosić sensów, w przeciwień-
149