żądne łupów i podbojów. Na razie jednak Rzym stał u szczytu potęgi. Cóż mu mógł uczynić jakiś barbarzyński motłoch, który w starciu ze zdyscyplinowanymi legionami ulegał łatwo rozsypce. Rzym był panem świata, był centrum nauki, kultury i wytwórczości rzemieślniczej. Kupcy rzymscy, korzystając ze względnego spokoju. zapuszczali się aż na nieznane tereny zamieszkane przez legendarnych Wenedów. Stamtąd w zamian za złote monety czy wyroby luksusowe mogli sprowadzać wiele cennych surowców, przede wszystkim tajemnicze złoto północy — bursztyn. Stamtąd mogli sprowadzić skóry, wosk, a zapewne i niewolników. Kto wie, czy i broń rzymska, niezawodna w walce, nie była wykonana z żelaza sprowadzonego z owych odległych ziem. Dla kogo bowiem pracowałyby wielkie zagłębia hutnicze znane z Gór Świętokrzyskich, a ostatnio również z równin mazowieckich. Tysiące dymarek bez przerwy produkowały cenny surowiec, którego aż nadto byłoby na własne potrzeby.
Ożywione kontakty handlowe z imperium spowodowały wyraźny wzrost zamożności ziem słowiańskich. Ludność tam zamieszkała w zwartej masie między Odrą, wybrzeżem Bałtyku po okolice ujścia Wisły, na wschodzie sięgała po Dniepr, a na południe po Karpaty. Stanowiła ona w tym czasie potężny potencjał ludnościowy, gęsto zaludniający swój obszar, zasobny, o wysokim — jak na owe czasy i miejscowe warunki — poziomie rozwoju. Już wkrótce miała rozlać się wielokierunkowym strumieniem, aby objąć nowe obszary. Musiały jednak zaistnieć po temu dogodne warunki.
Imperium Rzymskie, osiągnąwszy maksimum swojej potęgi, zaczęło chylić się ku upadkowi. Sprzeczne interesy wielu ludów złączonych w jednym państwie dawały znać o sobie. Przeżywanie się form systemu niewolniczego wywoływało coraz to nowe kryzysy. Już dawno obywatel rzymski, rozleniwiony dostatkiem, przestał być żołnierzem, chętnie wysługiwał się najemnikami, wśród których przeważali Germanie, ci sami, którzy już wkrótce mieli zadać ostateczny cios samemu Rzymowi. Rozkład wewnętrzny, degeneracja władzy przyśpieszały upadek Rzymu. Prawa historii są niezachwiane. Zegar dziejów odliczył ostatnie godziny zachodniego cesarstwa rzymskiego.
Na ziemiach polskich obrzędowość pogrzebowa jest w pierwszych wiekach naszej ery jakby kontynuacją dawnych grobów jamowych. Ale i tu zaczęło się coś zmieniać. W wewnętrznym układzie społecznym z dawnej władzy rady starców wyłaniała się coraz częściej władza jednostki. W nowym układzie demokracji wojskowej na czas wojny wybierano wodza. To on na czele drużyny złożonej z młodszych wojowników w imieniu plemienia toczył wojny głównie zresztą o charakterze rabunkowym. Po zakończeniu wyprawy miał obowiązek złożyć swoją funkcję i rozliczyć się przed radą starców. Ale natura ludzka jest kapryśna. Wódz, raz zasmakowawszy władzy, niechętnie się z nią chciał rozstać. Łatwa zdobycz była atrakcyjniejsza niż praca przy pługu. Jeśli przy tym był zamożny dzięki większemu udziałowi w łupach, jeśli miał do swej dyspozycji sprawną drużynę złożoną z ludzi, którym też obca była chęć do pracy, obalał radę starców i obejmował nieograniczoną władzę. Taka jest geneza wodzów i plemiennych królów.
Jeśli jednak już coś się znaczy za życia, to dąży się do utrwalenia swojego znaczenia i po śmierci. Ileż dowodów próżności ludzkiej znajdujemy i na dzisiejszych cmentarzach? U schyłku okresu wpływów rzymskich, okresu, który przypada na T—IV wiek n.e., wraz ze zmianami układu wewnętrznego pojawiają się obok zwykłych grobów jamowych groby wybijające się w sposób wyraźny w terenie. Są to kurhany, nasypy, na ogół o planie okrągłym kryjące w sobie pochówki ludzi
3?