Sedanu Hertza czy Sprzysiężenia Kisielewskiego — nieustannie obserwuje siebie, analizuje swoje zachowania, tropiąc źródła i motywacje postępków w tradycji: „Zostałem umyślnie na dworze, by zagrać romantyczną komedię samotnego bólu” (s. 73). W scenie tej dostrzec można właśnie pierwszy rys portretu pokolenia — namiętną skłonność do czynienia ze swoich postępków materiału obserwacyjnego, do porównywania swojej postawy z literackimi wzorcami, do zestawiania swojego życiorysu z życiorysami powstańców utrwalonymi w literaturze.
Metoda, jaką obrał Konwicki dla ukazania partyzantki od wewnątrz — wiarygodnie, a zarazem wcale nie bezstronnie — polegała na stwo* rżeniu hipotetycznego sobowtóra, czyli postaci pod wieloma względami podobnej do pisarza] (data urodzenia, dom rodzinny, edukacja) i podj jednym względem — partyzanckiego pseudonimu — tożsamej. W posunięciu tym dostrzec] można wzór postępowania epickiego, jakie obo-: wiązywało w Rojstach: Żubrowicz nie jest figurą* autorską, lecz rekonstrukcją pokoleniowej men*] talności i fikcyjnym rozwinięciem cząstki własnej! biografii. Ale, dodajmy od razu, cząstki „naiwnej”. Konwicki posłużył się bowiem w tej powieści chwytem „rozdwojenia autora”, co polegało] na przydzieleniu dwóm postaciom przeciwstawnych cech, sumujących się w epicką i światopoglądową całość. Naiwny i impulsywny Żubrowi
wicz uzyskał więc swoje zaprzeczenie i dopełnienie w osobie Bonzy, sceptycznego i cynicznego partyzanta, któremu autor powierzył rolę demistyfikatora. To Bonza — w krótkich i zgryźliwych komentarzach — burzy elementarne prawdy wiary: w sensowność walki, w rozumność rozkazów, we współdzielenie przez dowództwo jeśli nie trudów partyzanckiej egzystencji, to przynajmniej nadziei z nią wiązanych. To właśnie Bonza szyderczo przypomina, iż partyzanci II wojny nie są spadkobiercami powstańców roku 1863, ponieważ dzieli ich „mała różnica” (s. 144), czyli fakt, iż tamci powstańcy mieli społeczny mandat, konkretny cel, głęboką wiarę, natomiast ich „koledzy po fachu” walczą za niejasną sprawę, bez poparcia i bez wiary, którą zastąpiła — odgrywana z niejednakowym entuzjazmem — rola partyzanta. Właśnie kwestia „roli”, „gry”, „scenariusza” prowadzi do następnego wątku w pokoleniowej spowiedzi — „teatralności”.
„Teatralne” spojrzenie na człowieka, dobrze znane czytelnikom Gombrowicza, nakazuje, by w wyborach dokonywanych przez bohaterów widzieć efekty swoistej gry społecznej, gry polegającej na przyjmowaniu określonej roli. Nikt w tym świecie nie jest sobą, ponieważ tożsamość rodzi się tu pod wpływem nacisku, przemocy nawet, wywieranej przez środowisko. Rojsty mogłyby być czwartą, niegroteskową już częścią
— 17 —