306 LOSY PASIERBÓW
lowałeś! — rzucił Zygmunt do Bojki. — Teraz gdzie ją podziejesz?
— Kiedy uparł się był cwaniak. Co miałem robić?
— No jakże się panu powodzi? — zwrócił się Zygmunt do Szmujły.
żyd gibnął parę razy wargą i przełknął ślinę.
— Co, pan gniewa się już na mnie?
— Co, ja panie tego. Nie... — zaczął dygocąc. — Ja się tylko dziwię własne oczy, że to pan z tamten świat przyszedł...
— A, przyszedł — rzekł odsłaniając szeroką bliznę na piersiach.
— Oj, nie mogie... panie!
— Nie możesz patrzeć na własną robotę?
— Moja robota? Co wy myślicie, panie Du-bowik?!
— Gdzie moja żona z dziećmi?!
— żona? Ona wyjechała z jeden krewny do Bujnesu.
— Breszesz! — tupnął nogą. — Ty ją na rozpustę sprzedał!
— Ja na rozpustę... żeby ja sabat nie doczekał. Panie Dubowik!
— Milcz, bestia. Myślisz że my z tobą tu cacać się będziem! Jeżeli nie powiesz mi prawdy, to żywy stąd nie wyjdziesz. Mnie bez niej nie ma życia, ale zanim się powieszę, z ciebie duszę wycisnę. Gdzie ją podziałeś?! — wrzasnął tracąc panowanie nad sobą. Porwał więźnia za pierś i przywarł go do ściany. — Co z nią zrobiłeś? Gadaj łotrze! Mów gdzie ona! — krzyczał, dławiąc domniemanego winowajcę.
Szmujło wybałuszył nabrzmiałe przerażeniem oczy i otworzył usta jakby duszę ze siebie wypuszczając. Bojka szarpnął Zygmunta za marynarkę.
— Powoli! Powoli, bo kipnie i nic się nie dowiemy. Jego trzeba brzytwą po kawałku ciąć i solą posypywać, to powie.
— Puśćcie, ja już nie mogie — zajęczał Szmujło. — Ja jestem chory na serce, puśćcie! Powiem wam wszystko, co chcecie...
— Gdzie ona, pytam ostatni raz?!
— Ona jest w kampa.
— Gdzie, w jakim miejscu?
— Niedaleko Balandra. Dajcie mi stołek, bo nie mogię! Jestem na serce chory.
— Siadaj — podał krzesło. — I nie łżyj.
— Po co ten krzyk, po co to chwitanie za gardło, kiedy to można wszystko po ludzku zrobić. Wasza żona u mnie kilka tygodni biła.
— A pocóżeś ją ściągnął do siebie?!
— Ja ściągnąć? Sama do mnie przyszła. Ona się pobiła mocno z Sacharynką. Tamta się przydarła, ale wasza nie umie kastiża, to ją winowatą na policji zrobili. Powiedzieli, jak drugi raz się pobije, to ją do ciemnicy zamkną. To tamta k... jeszcze więcej zaczęła buszować. Zaczęła walić do waszej ranczy kamieniami i krzyczeć, że wasza k...
— Wtedy wasza przybiega do mnie i mówi: Słuchaj, Szmule, ty wierzysz w Pana Boga, poradź mi co ja mam robić. Od mój człowiek z kampy nie ma dawno listu, a ta jędza po głowie mi jeździ. Co ja mam robić?
— To ja jej mówię tak: Jak twój człowiek nie daje o sobie znać, a ta potaskucha nie daje tobie żyć, to ty zamknij ranczę na klucz i przyjeżdżaj z dziećmi do mnie.
— I ona tak zrobiła. Ja jej przysłał ten sam wóz, dałem dla niej pokój u siebie i pracę.
— I nam dobrze razem biło, tylko że wasza żona zawsze biedowała, że od was nie ma list, a chamy przychodzili ją straszyć, że was istre-bili czarny.