OD DEKALOGU DO PRAW CZŁOWIEKA flf f 19
beraJfio-permisywnego społeczeństwa, prawa człowieka są ostatec-w swoim rdzeniu, po prostu prawami do pogwałcenia Dz sięciu Przykazań. „Prawo do prywatności” - prawo do cudzoł stwa, w tajemnicy, tam, gdzie nikt mnie nie widzi lub nie ma pra zagłębiać się w moje życie, „Prawo dążenia do szczęścia i posiad własności prywatnej” - prawo do kradzieży (wyzyskiwania inny „Prawo wolności prasy i wyrażania opinii” - prawo do kłamania. „P wo wolnych obywateli do posiadania broni” - prawo do zabijani I w końcu „prawo do przekonań religijnych” - prawo do czczenia fałs wych bogów. Oczywiście prawa człowieka nie rozgrzeszają bezpośr nio łamania Dziesięciu Przykazań. Chodzi po prostu o to, że utrzymu w otwarciu marginalną „szarą strefę” która powinna pozostać poza d stępem (religijnej bądź świeckiej) władzy. W tej ukrytej w cieniu sfera# mogę naruszać te przykazania i jeśli władza wejrzy w nią, łapiąc mnl# ze zsuniętymi spodniami i próbując zapobiec łamaniu przykazań, mogf wykrzyknąć: „To pogwałcenie moich podstawowych praw człowieka!" Chodzi zatem o to, że Władza z powodów strukturalnych nie możfl, nakreślić wyraźnej linii podziału i zapobiegać tylko „nadużyciom” Prawa, bez naruszenia jego właściwego użycia, to znaczy użycia, które nie jest pogwałceniem Przykazań1. Poniekąd analogiczna sytuacja zachodzi w przypadku heteroseksualnej procedury uwodzenia w naszych politycznie poprawnych czasach”. Dwa zbiory - zbiór „politycznie poprawne zachowanie” i zbiór „uwodzenie” - w rzeczywistości w ogóle na siebie nie zachodzą, to znaczy nie ma uwodzenia, które nie byłoby poniekąd „niepoprawnym” narzucaniem się lub napastowaniem - w pewnym momencie trzeba się odsłonić i „pozwolić sobie”. Czy oznacza to zatem, że każde uwodzenie jest od początku do końca niepoprawnym napastowaniem? Nie - i na tym właśnie polega podstęp. Jeśli pozwalasz sobie i odsłaniasz się wobec Innego (potencjalnej partnerki) i ona wstecz decyduje, poprzez swoją reakcję, czy to, co właśnie zrobiłeś, było napastowaniem czy udanym aktem podrywu. Przy czym nie sposób powiedzieć z góry, jaka będzie jej reakcja. To dlatego właśnie pewne siebie kobiety często (liirtlzą „słabymi” mężczyznami - ponieważ boją się oni odsłonić, pod-)t)ć konieczne ryzyko. I być może jest to tym bardziej prawdziwe w na-»/ych politycznie poprawnych czasach: czy reguły poprawności nie są po tu, by w ten lub inny sposób naruszać je w toku uwodzenia? Czy sztuka uwodzenia nie polega na właściwym naruszaniu tych reguł - tak że polem, po akceptacji zalotów, ich napastliwy charakter zostanie wstecznie unieważniony?
Czy opozycja między przykazaniami Dekalogu i prawami człowieka ule ma podstaw już w samym napięciu między Dekalogiem i nakazem „miłuj bliźniego swego”? Nakaz ten niczego nie zakazuje. Raczej wzywa do aktywności poza granicami Prawa, zachęcając nas zawsze do czynienia więcej i więcej, do „kochania” naszego bliźniego - nie tylko w jego wymiarze wyobrażeniowym (jako naszego semblant, zwierciadlany obraz w imię naszego wyobrażenia Dobra, jakie narzucamy na niego, tak że nawet jeśli działamy i pomagamy mu „dla jego własnego Dobra”, CO jest to nasze rozumienie tego, co jest dla niego dobre); nie tylko w jego wymiarze symbolicznym (abstrakcyjny symboliczny podmiot praw), ale jako Innego w otchłani jego Realnego, Innego jako właściwie ludzkiego partnera, „irracjonalnego”, zasadniczo złego, kapryśnego, buntowniczego, odrażającego... słowem, poza Dobrem. Tego wroga-In-liego nie powinno się karać (jak nakazuje Dekalog), lecz akceptować jako „bliźniego”4. (Doskonały film Tima Robbinsa Przed egzekucją przedstawia bardzo dobrze ten impas „miłości bliźniego”. Siostra Helen idzie na całość, akceptując człowieczeństwo Innego, który jest skrajnie bezwartościowym rasistą i morderczą, gwałcicielską szumowiną). Wobec tej bezgranicznej „miłości bliźniego” istnieją dwa rodzaje obrony: racjonalne/ humanistyczne „zrozumienie” (próbujemy zredukować traumatyczną otchłań Innego, wyjaśniając ją jako rezultat społecznych, ideologicznych, psychologicznych itd. uwarunkowań...) lub fetyszyzacja radykalnego Zła naszego bliźniego w postaci absolutnej Inności (powiedzmy: Holocaust), która tym samym odmalowana zostaje jako niedotykalna, niemożliwa do upolitycznienia ani wyjaśnienia w kategoriach walki o władzę.
Por. Paul Moyaert, Lacan on Neighborly Love, „Epoche” (Providence, UT) 1996,
W tym kontekście sam Lacan zwraca uwagę na opór wobec użycia wykrywaczy kłamstw w dochodzeniach śledczych - jak gdyby „obiektywna” weryfikacja jakoś gwałciła prawo podmiotu do prywatności jego myśli.