Mnie — trupa nie chce znać już moja matka, Mnie — trupa własna żona się wypiera:
Ledwo zastygnę rozkaże mnie wynieść Karawaniarzom — z domu, gdziem ją kochał,
I dom wykadzi, by nie cuchnął mną,
I dom wykadzi, jak po czemś, co wstrętne,
A nie — kochane!
Panie! Ja nie chce umrzeć!
Na każdym kroku, o każdej godzinie,
Na pełnem morzu i na górskim szczycie Na złotym tronie i w czarnem więzieniu Przy sutej uczcie i w dziadów asylu,
Zimą i latem, wiosną i jesienią,
Na każdym placu, na każdej ulicy:
Zawsze, zawsze, zawsze czyha na mnie śmierć!
Panie! Ja nie chcę umrzeć!
Nieraz chodziłem w jesienne wieczory Za miasto, kędy leżą okopiska,—
I strach mnie brał.
Nieraz widziałem zwierzęcą padlinę:
I brał mie wstręt.
Złe muchy — martwe obsiadły cielska Zwierząt wspaniałych —
Kruki, gawrony szarpały wnętrzności Koni udałych —
Po długich latach — białe ludzkie kości
Suto rozsiane po naszych ugorach Świadczą o strasznych, gromadnych. pomorach I wojnach!
Panie! Ja nie chcę umrzeć!
Każdy dziś człowiek może pchnąć mnie nożem
— i umrę!
Cholera, tyfus potrafi mnie zmóc
— i umrę!
Pożar mnie może spopielić
— i umrę!
Zwalić mnie może zapalenie płuc,
A człowiek, mój wróg — zastrzelić!
Ja chcę się Twemi darami weselić I żyć!
4
O jakże piękne są powszednie dni,
W których się człowiek mozoli W pocie czoła i krwi!
O jak rozkoszne jest wszystko, co boli!
O jak cudowne są bezsenne noce,
Pełne słodyczy i łez!
0 jakże pachną na wiosnę owoce
1 mokry, poranny bez!
A jaki smaczny żytni, czarny chleb!
A jak soczysty jasny, pszczeli miód,
A jak nas krzepi białe, krowie mleko,
9