wydać. Pisma tak ciekawego, odważnego i odbiegającego od wszystkiego innego, co można najczęściej przeczytać o Dagestanie i w Dagestanie, że czyta się je jednym tchem.
- Wahhabizm zyskuje swoich ideologów. Nie jest już tylko przykrywką dla czeczeńskich bojowników i handlarzy żywym towarem. Wśród jawnych i ukrytych wahhabitów jest coraz więcej intelektualistów, którzy przyciągają młodzież.
W podobny sposób wypowiada się większość rosyjskich specjalistów od Kaukazu i islamu. W nowym islamie, reprezentowanym przez młodych nonkonformistycznych intelektualistów widzą śmiertelne zagrożenie dla świeckiego ustroju Dagestanu i integralności terytorialnej Rosji.
Z głębi swoich zawalonych „uczonymi” książkami moskiewskich gabinetów ostrzegają władze i społeczeństwo przed „groźnymi wa-hhabitami”, nie zastanawiając się, co jest przyczyną radykalizacji młodych muzułmanów na Kaukazie, i nie robiąc rozróżnienia między brodatym bandytą porywającym ludzi dla okupu i próbującym to przykryć hasłami islamskimi, fanatycznym Bagauddinem Ke-bedowem wzywającym do przywrócenia „władzy Allacha na ziemi”, bojownikami podkładającymi bomby w „saunach” i młodymi intelektualistami, którzy nie mogą i nie chcą wpisać się w ogólnie przyjęte ramy zachowań. I z których wielu, ze względu na represje i szykany ze strony władz, albo wyjeżdża z Dagestanu, albo... dołącza do bojowników.
A gdyby tak tym ostatnim dano szansę? Gdyby pozwolono im otwarcie dyskutować, drukować własne gazety, występować w programach telewizyjnych, realizować się? Gdyby podjęto z nimi dialog? A może nawet z czasem pozwolono wziąć udział w wyborach? Staliby się zapewne zalążkiem nowej muzułmańskiej elity Dagestanu, chcącej z jednej strony powrotu do tradycji i zagwarantowania islamowi czołowego miejsca w życiu republiki, z drugiej jednak otwartej na nowoczesność i odmienność. Jak dziewiętnastowieczni dżadydyści, którzy chcieli reformować muzułmańskie społeczeństwo carskiej Rosji, dostosować stare wzorce i skostniałe rozwiązania do nowych warunków, jednak bez odcinania się od tradycji. W islamie i szarijacie szukali odpowiedzi na to, jak powinien wyglądać ustrój społeczno-polityczny, chcieli jednak zinterpretować go na nowo, uwzględniając zmiany, jakie zaszły w świecie przez ponad tysiąc lat od śmierci Mahometa.
Władza jednak nigdy nie dopuści ich do głosu. Bo się boi. Boją się też stare, skostniałe i zacofane postkomunistyczne elity. Panicznie obawiają się każdego, kto może podważyć ich pozycję i otworzyć oczy ludziom. Pokazać, że alternatywne rozwiązania są możliwe. Wolą trzymać ludzi w ciemnocie i straszyć „wahhabitami” i „terrorystami”. Jeden taki, którego zbyt długo tolerowali, napsuł im sporo krwi. Nadirszach Chacziłajew, człowiek nietuzinkowy i odważny, idol wielu młodych Dagestańczyków, wzywał nie tylko do zwiększenia roli islamu i szarijatu w życiu republiki, ale także do radykalnej reformy politycznej. Nie chciał jednak robić tego przemocą. Rozumiał, że nie wszyscy Dagestańczycy tego sobie życzą. W niespokojnych latach dziewięćdziesiątych udało mu się nawet dostać do rosyjskiej Dumy. Niejednemu nadepnął na odcisk, rozprawiono się z nim w końcu starym, sprawdzonym sposobem. Bomba podłożona pod samochodem rozerwała go na strzępy.
Szamil zaprasza na kolację do jednej z moskiewskich restauracji.
- Będą bardzo różni ludzie - rzuca tajemniczo.
Rzeczywiście byli. Po wspólnej modlitwie wieczornej, uczestnicy spotkania zasiedli do stołu. Zupa rybna, płow, a na koniec rzecz jasna czaj, słodycze i owoce. I oczywiście żadnego alkoholu.
Nieśpieszne rozmowy poświęcone głównie religii, ale także bieżącej polityce i sprawom rodzinnym. Zadumane brodate twarze, niewielkie czapki na głowach, trochę nieobecne spojrzenia. Niektórzy ubrani na modłę bliskowschodnią. Moskiewski dżamaat. Dagestańczycy, Tatarzy, Azerowie, Ingusze, Afgańczycy, Abchazi, nawróceni Rosjanie. Nowi muzułmanie. Czyli tacy, dla których liczy się tylko to, że wierzą w Allacha. Dla których nie ma znaczenia, jakiej jesteś narodowości, jakim mówisz językiem, jakiego koloru jest twoja skóra. Ważne, abyś był muzułmaninem.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że obok prawo sław no-sowiecko-putinowskiej Rosji istnieje też Rosja islamska. Nie tylko w Dagestanie, Czeczenii czy Tatarstanie, ale też w Moskwie, Petersburgu
157