152 Komunikacja rytualna: od rozmowy codziennej do ceremonii medialnej
nie będzie zatem przedstawienie dorobku Careya, lecz przemyśleń nimi zainspirowanych.
Punktem pierwszym tej interpretacji jest krytyka ujęć konwencjonalnych w badaniach komunikacji. Pojęcie transmisji, jako ukrytej metafory źródłowej, nastręcza bowiem problemów w rozumieniu komunikacji. Punkt drugi to stwierdzenie, czym jest najczęściej komunikacja, jakie są zwykłe ludzkie cele leżące u podstaw stosunku komunikacji oraz płynące z tego pożytki. Punkt trzeci dotyczy natury rzeczywistości, funkcji pełnionej w niej przez komunikację oraz naszej w niej pozycji jako badaczy.
Po pierwsze - zacznijmy od krytyki poglądów konwencjonalnych. Badania skutków komunikacji nie przywiązują w tym przypadku wagi do znaczenia komunikacji. Jest to nadmierne uogólnienie, wskazuje jednak na ważny problem. Badania skutków skupiają się na rezultatach komunikacji, a nie jej treści, którą - fenomenologicznie rzecz ujmując - można dostrzec na zewnątrz samej komunikacji. To tak, jakby zainteresowanie przeniosło się z tekstu na czytelnika, z czytania na to, co po nim następuje. Śledząc niewielkie strzałki na wykresach pokazujących skutki komunikacji, przenosimy uwagę z samej komunikacji na nastawienia i zachowania, z działań na jego rezultaty.
Dalej, zainteresowanie skutkami komunikacji skupia uwagę na przypadkach komunikacji skutecznej. Skutki stają się warunkiem zwrócenia uwagi. Stąd też uwagę najbardziej przyciągają teksty, których celem jest perswazja, których perswazyjność ma charakter dokuczliwy lub które są atrakcyjne dla odbiorców, albo te, o których sądzimy, że mogą być przedmiotem perswazji. W dużo mniejszym stopniu dotyczy to tekstów wybranych ze względu na ich wartości estetyczne, możliwości interpretacyjne czy znaczenie historyczne. Ponieważ bardziej interesują nas w tym przypadku skutki niż estetyka, badamy poranne sobotnie kreskówki, pornografię, obrazy przemocy i reklamę - wybrane raczej ze względu na ich potencjalną szkodliwość, niż teatr, muzykę czy literaturę - wyróżnione ze względu na ich wartość czy złożoność.
Co więcej, zainteresowanie skutkami sprowadza zjawisko do poziomu fragmentaryczności, pierwiastkowości. Łatwiej jest bowiem postrzegać komunikację - poprzez skutki - jako akt niż jako interakcję, bodziec niż proces. Jeżeli kogoś interesują skutki, wówczas łatwiej posługiwać się kategoriami jednostki i sumy. A przynajmniej, jeżeli dokona się rozróżnienia komunikacji i rezultatów, należy wtedy określić dwie niezależne części. Rychło okazuje się, że mówimy o wielu komunikacjach i ich rezultatach. W tym momencie zjawisko aktywności komunikacyjnej, samą esencję życia codziennego, pojmuje się jako zbiór wyodrębnionych stanów rzeczy.
Z tej perspektywy - w której zbiory komunikacyjne (lub - by posłużyć się bardziej wyrafinowanym określeniem - sumy własności komunikacji) ujmowane są w kategoriach stopniowalności rezultatów w zależności od konkretnych warunków - powrót do rozumienia komunikacji jako sfery znaczenia i estetyki, osobowości, związku i ładu społecznego okazuje się prawie niemożliwy. Innymi słowy, stajemy się wówczas specjalistami od komunikacji, którzy nie traktują jej w taki sposób, jaki służyłby badaniu tego, jak zwykli ludzie - łącznie z nami - zwykle się nią posługują.
Istotną częścią problemu rozumienia komunikacji jako pewnego stanu rzeczy jest to, iż przypisywane mu określenia metaforyczne są zanadto fizykalne. Jeżeli komunikacja jest czymś oddzielnym od rezultatu, gdzie obie składowe traktuje się jako pewne stany rzeczy, które przejawiają się w postaci zbioru czy sumy, a cel badania stanowi określenie ich związku, należy ją interpretować jako jedną z dwóch niezależnych całości, które mogą, lecz nie muszą posiadać uporządkowanej zależności w czasie i przestrzeni (zob. kryteria określania związku przyczynowego w jakiejkolwiek metodzie nauk społecznych; np. czy są one takie same bez względu na okoliczności, czy dotyczy to tylko części z nich? Czy zmiana jednego z nich powoduje zmiany innych?). Choć w istocie nie wydaje nam się, że istnieje jakiś przepływ energii między jednym a drugim, skoro jednak odizolowaliśmy - na własny użytek - dwa stany rzeczy, które zajmują swe miejsce w czasie i przestrzeni oraz pozostają ze sobą w pewnej zależności, coś popycha nas do sięgnięcia po terminologię mechaniczno-przyczynową, tak jakby jedna składowa wywierała istotny wpływ na drugą, przezwyciężała swą inercję, przekazując energię tej drugiej. Jak zauważył Bateson (1972-1987, s. XXIII--XXVI, 432^473), ludzkie sprawy błędnie interpretujemy u samych podstaw, gdy działamy w taki sposób, jakbyśmy spodziewali się, że ich wzór da się wywieść z zasad materii i energii, które składają się na wzór świata fizykalnego.
Różnice w ujmowaniu komunikacji jako stanu rzeczy, który wyraża się w postaci zbiorów, jako zmiennej, znajdującej odzwierciedlenie w liczbach, czy jako zjawiska ujawniającego rozmaite właściwości, które można z kolei potraktować jako zbiory lub liczby, nie są tak ważne, jak ich podobieństwo, które ujawnia się poprzez operacjonalizację rzeczonego zjawiska, określonego za pomocą rzeczownika oraz wyodrębnionego w czasie i przestrzeni. Wydaje się, iż trudno wtedy myśleć o takim zjawisku bez posługiwania się prawami fizyki.
Carey, posługując się rytualną koncepcją komunikacji, proponuje alternatywny pogląd i alternatywny język, które są dużo mniej związane z metaforyką fizykalną. Jeśliby komunikację uznać raczej za formę