52
Haydn Whit.
m
W dziesięcioleciu poprzedzającym I wojnę światową intelektualiści poivszechnie wyrażali wrogość wobec świadomości historycznej i roli historyka. Wszędzie narastało podejrzenie, że europejskie gorączkowe szperanie w ruinach przeszłości ujawnia nie tyle chęć stałej kontroli nad teraźniejszością, ile nieuświadomioną obawę przed przyszłością, zbyt przerażającą, by ją kontemplować. Jeszcze przed końcem dziewiętnastego wieku, wielki historyk Jacob Burck-hardt przewidywał śmierć kultury europejskiej i w odpowiedzi porzucił tradycyjny sposób uprawiania historii, jawnie głosząc konieczność przekształcenia jej w sztukę, odmawiając jednak publicznego występowania w obronie swej herezji. Schopenhauer wpoił w niego nie tylko przekonanie o daremności tradycyjnie prowadzonych badań historycznych, lecz także o głupocie działalności publicznej. Inny wielki miłośnik Schopenhauera, Thomas Mann, w powieści Bud-denbrookowie (1901) przyczynę poczucia groźby degeneracji umiejscowił w nadmiernie rozwiniętej świadomości dojrzałej kultury klasy średniej. Estetyczna wrażliwość Hanno Buddenbrookajest zarazem najświetniejszym produktem historii jego mieszczańskiej rodziny, jak i oznaką jej rozpa-du. W tym samym czasie filozofowie tacy jak Bergson i Kia-ges utrzymywali, że przyczyną choroby była sama koncepcja czasu historycznego, która przywiązywała człowieka do przestarzałych instytucji, idei i wartości.
Wśród przedstawicieli nauk społecznych wrogość wobetfl historii była mniej widoczna. Na przykład socjologowie nadali poszukiwali możliwości połączenia historii i nauki oraz bada-ńią procesów i strukturw obrębie nowych dyscyplin, tzw. „nauk i o duchu”, zgodnie z programem wyznaczonym przez Wilhel-4 ma Diltheya, a realizowanym w Niemczech przez Maxa Webera i we Francji przez Emile’a Durkheima. Z drugiej strony, neo-kantyści, tacy jak na przykład Wilhelm Windelband, po-
Brztmif historii szukiwali różnic pomiędzy historią i nauką, określając historię jako rodzaj sztuki, która nawet jeżeli nie może dostarczyć praw rządzących zmianami społecznymi, to nadal oferuje wartościowy wgląd w całość ludzkiego doświadczenia. Croce posunął się jeszcze dalej, twierdząc, że historia jest formą sztuki, ale jest także królową sztuk i nauk humanistycznych, jedyną możliwą podstawą społecznej mądrości adekwatnej do potrzeb współczesnego człowieka Zachodu.
Pierwsza wojna światowa w znacznym stopniu przyczyniła się do utraty resztek prestiżu, jakim cieszyła się historia wśród artystów i przedstawicieli nauk społecznych. Wojna potwierdziła bowiem przewidywania Nietzschego wypowiedziane dwa pokolenia wcześniej. Historia, która powinna być swojego rodzaju nauczycielką życia, „filozofią uczącą przez przykłady”, wniosła niewielki wkład w przygotowania ludzi do nadchodzącej wojny. Nie nauczyła ich, czego w czasie wojny należałoby od nich oczekiwać, a kiedy się skończyła, historycy okazali się niezdolni do wyjścia poza wąską, regionalną lojalność i do usensownienia wojny w jakikolwiek znaczący sposób. Jeżeli bowiem nie powtarzali bezmyślnie ogólnych sloganów władz na temat zbrodniczych intencji wroga, to skłonni byli utrzymywać, że w istocie nikt nie chciał tej wojny, że przydarzyła się ona ot tak, „po prostu”.
Oczywiście mogło być i tak, ale stwierdzenie takie wydaje się w mniejszym stopniu wyjaśnieniem aniżeli przyznaniem, że przynajmniej na gruncie historii żadne wyjaśnienie nie jest możliwe. Gzy to samo można było powiedzieć o innych dyscyplinach, nie miało znaczenia. Badania historyczne, jeżeli włączymy do nich także studia nad starożytnością, stanowiły przed wojną centrum naukowych badań humanistycznych i społecznych, dlatego też było rzeczą naturalną, iż stały się one głównym celem ataku tych, którzy stracili wiarę w możliwość zrozumienia sytuacji człowieka po zakończeniu wojny. Najpełniej wyraził to nowe anty-hi-storycys tyczne nastawienie Paul Valćry, który napisał: