220
\Rozdziat7
nie ma wcale „podwładnych". Frank H. Mueller posuwa się jeszcze dalej, kategorycznie stwierdzając, że „stosunki podporządkowania w przedsiębiorstwie" w gruncie rzeczy „nie są stosunkami zwierzchnictwa" (1952: 171). „Teza (...) że przedsiębiorstwo jest •sferą zwierzchnictwa*, musi (...) zostać odrzucona” - twierdzi Mueller (ibidem: 172), choć nieco później zauważa, że „nad- i podrzędność w organizacji przemysłowej jest dla przedsiębiorstwa niezbędna” (ibidem: 173). Ta druga uwaga dosyć wyraźnie poluzuje, że Muellera interesuje nie fakt, lecz pojęcie zwierzchnictwa. Tak samo jest u Neu-loha, który na końcu swej pracy stwierdza z przesadną ostrożnością:
Wydawałoby się, że panuje powszechne przekonanie, iż całkowita koordynacja [czyli całkowity brak podporządkowania" - R.D.] jest niemożliwa w żadnym rodzaju przedsiębiorstwa, szczególnie w przedsiębiorstwie przemysłowym, (...) gdyż to wiązałoby się ze zniesieniem hierarchii w przedsiębiorstwie, czyli wszelkiej dyscypliny i zwierzchnictwa (1956:249).
Rzeczywiście, jest to nie tylko powszechne przekonanie, lecz także nieodzowny warunek struktury przedsiębiorstwa. Natomiast „powszechnym przekonaniem" jest to, że „nad- i podrzędność” Muellera oraz „dyscyplina i zwierzchnictwo" Neuloha opisują stosunki zwierzchnictwa w ścisłym znaczeniu tego terminu oraz to, że nie ma powodu nie nazywać ich po imieniu. Helmut Schelsky słusznie podkreśla, iż „konkretna podstawa zwierzchnictwa” przedsiębiorstwa przemysłowego różni się od struktur, których podstawą są wymogi techniczne (1954a: 87). „Wszędzie tam, gdzie zakładane są przedsiębiorstwa, kilku wydaje polecenia, a wielu ich słucha” - stwierdza rutynowo Reinhard Bendix w drugim zdaniu swej pracy dotyczącej zwierzchnictwa w przemyśle (1956:1). Później powtarza on bardziej konkretnie: „Wspólną cechą wszystkich przed-siębiorstw gospodarczych są podstawowe stosunki społeczne między pracodawcami, którzy sprawują zwierzchnictwo, a pracownikami, którzy są im posłuszni" (ibidem: 13). Niezależnie od tego, jak bardzo może się komuś nie podobać słowo „zwierzchnictwo”, zasadniczo nie może być wątpliwości co do tego, że przedsiębiorstwa przemysłowe zawsze i wszędzie są zrzeszeniami imperatywnie skoordynowanymi. W tym sensie Mueller mimowolnie ma rację, gdy odwołuje się do Marksa i zauważa: „Nawet Karol Marks musiał przyznać: ^Bezpośrednia praca społeczna i wspólnotowa na większą skalę wymaga więcej lub mniej przywództwa. (...) Pojedynczy skrzypek dyryguje samym sobą, lecz orkiestra wymaga dyrygenta*” (1956:170).
Ponieważ przedsiębiorstwo przemysłowe posiada strukturę zwierzchnictwa i dlatego jest zrzeszeniem imperatywnie skoordynowanym, mamy prawo zakładać, że osoby zajmujące w jego obrębie pozycje dominujące i podporządkowane są połączone w dwie przeciwstawne quasi-grupy, mające pewne ukryte interesy. Ten wniosek wynika z modelu tworzenia się klas. Jeśli teoria konfliktu między grupami okaże się przydatna, będzie to oznaczało, że jej słuszność jest tak uniwersalna, jak sam charakter przedsiębiorstwa oparty na władzy. Wszędzie tam, gdzie są przedsiębiorstwa przemysłowe, istnieje quasi-grupa osób odgrywających dominujące role, których ukryte interesy są w konflikcie z interesami analogicznej quasi-grupy złożonej z osób odgrywających role podporządkowane. Jeśli Wilbert Ellis Moore stwierdza, że „interesy zarządu i pracowników mogą być »zasadniczo takie same*, a mimo to stosunki między tymi dwiema grupami bynajmniej nie są harmonijne” (1947: 400), potem zaś dodaje, że „przy kompletnym braku podobnych interesów nie może być konfliktu - nie ma o co