generacyjną czy sytuacyjną strategią zapisu. Jednym z nich jest właśnie rok 1968, drugim czas stanu wojennego1.
Warto zatem przypomnieć okoliczności debiutu Bohdana Zadury, jak również wspomnieć o jego przyjaźni z Witoldem Majem. Przyjaźni, która w literackich początkach była dla autora W krajobrazie z amfor jedną z najważniejszych.
Witold Maj to jedna z najważniejszych osób w moim życiu, często pierwszy czytelnik, powiernik, krytyk. Starszy ode mnie o sześć lat, wydawał mi się człowiekiem niezwykle mądrym. Wprowadzał mnie w świat literatury, opracowywał taktyki i strategie. Podtrzymywał na duchu. To on znał masę ludzi, którzy dla mnie, chłopca z prowincji, byli półbogami. Pewnie było w tym trochę snobizmu. Te Bristole, Europejskie i jego mieszkanie w suterenie na Brzeskiej, symbolu - jakby się dziś powiedziało - menelskiej Pragi. To powieściowa postać, bo ta wieloletnia przyjaźń nie była też pozbawiona jakichś dramatycznych epizodów2.
W 1967 roku na łamach „Współczesności” wspólnie z Witoldem Majem, Bohdan Zadura opublikował Stylizacje. Była to reakcja na jeden z felietonów Zbigniewa Bieńkowskiego Czy poezja jest możliwa?, który ukazał się w warszawskiej „Kulturze”. Poetycki quasi-manifest Zadury i Maja (tak ze względów objętościowych należałoby określić ów krótki tekst) można podzielić na dwie części. Pierwsza to zbiór zarzutów wobec młodej poezji, dla której najwyższą wartością była oryginalność, stawiana ponad tradycję i teorię. Pisali:
Nowe stało się dla niej idolem, wartością samą w sobie - bożkiem, do którego się modli, i którego twarz chciałaby widzieć w każdym słowie, w każdej myśli, w każdym wierszu3.
Zdaniem autorów „pięknym i nieczułym” - tak nazwano tu młodych poetów - „obce jest dojście do prawdy przez zwątpienie”. Niechętnie uczestniczą oni w literackich dyskusjach, a metodą rozwiązywania sporów jest obrzucanie się inwektywami. Powyższe słowa, choć nie odnosiły się do konkretnych osób i tytułów, zostały skontrastowane z zarzutami stawianymi neoklasycyzmowi.
Kierunkowi temu przypisywano wtórność, martwotę, piękną bez-użyteczność i ucieczkę od problemów współczesnej poezji. Zdaniem wielu prostota nie mogła oddać złożoności ówczesnego świata. Choć neoklasykom nie odmawiano literackiej kultury, to jednak posądzano ich o stylizatorstwo. Siedząc na ławie oskarżonych, Zadura i Maj w drugiej części tekstu wystąpili w obronie neoklasycyzmu. W tej swoistej spowiedzi z grzechu własnej stylizacji pisali:
„Neoklasycyzm” nie jest klasycyzmem. Pojęcie konstytutywne dla klasycyzmu to harmonia. Poeci „neoklasycy” nie są bynajmniej przekonani o harmonijności świata, ich sytuację określa poczucie dysharmonii, rozchwiania, zagubienia i dysonansu4.
Narzędziami, które przywrócą dawny dźwięk lirze Orfeusza, ułatwią jej nastrojenie, miały być klasyczne formy i gatunki, wysoki styl i dykcja. W literackiej przeszłości autorzy Stylizacji widzieli dwie wielkie epoki - barok i romantyzm. Pierwsza była czasem poezji, druga czasem poetów. To tam szukali analogii do współczesności.
„Neoklasycyzm” ma więcej wspólnego z barokiem niż z klasycyzmem - i nieprzypadkowo. Kondycja człowieka wieku XVII bliska jest współczesnemu rozdarciu. Wszak udziałem poetów siedemnastowiecznych było doświadczenie rozziewu między symbolem a rzeczą, doświadczenie nieprzystosowalności pojęć do realnej rzeczywistości. I ta wspólnota doświadczeń sprawia, że możliwy jest dialog między barokiem a współczesnością5.
Obok wystąpienia - niczym na potwierdzenie własnej grzeszności - młodzi poeci zamieścili kilka wierszy. Bohdan Zadura opublikował wówczas trzy sonety: Myśląc, że szukasz, Popiół się przesypuje i Więc oto jesteś, który pod tytułem Cienie został zamieszczony w debiutanckim tomie, zaś Witold Maj cztery oktostychy: Jam jest cesarstwo..., Ciała nie zzuję..., Exodus i Pod ścianą płaczu. Już bez
131
Mam tu na myśli poemat Cisza, który stanowi przejmujące świadectwo poetyckiej odrębności. Poemat ten, napisany w 1982 roku, po raz pierwszy wydrukował kwartalnik „Akcent” (1989, nr 2). Nie był to jednak czas sprzyjający czytaniu literackich periodyków, co spowodowało, że utwór nie zatrzyma! się wówczas na długo w czytelniczej świadomości. Ukazał się dopiero w 1994 roku w redagowanej przez Ryszarda Krynickiego „Bibliotece Poetyckiej Wydawnictwa a5”. Szerzej tamten okres w twórczości Bohdana Zadury omawiam w książce Zadura. Ścieżka wiersza (2008), w której zajmowałem się również szczegółowo poruszanymi w tym tekście zagadnieniami.
Motyle nocy. Z Bohdanem Zadurą rozmawia Jarosław' Borowiec, w: J. Borowiec, Zadura. Ścieżka wiersza, Puławy 2008, s. 145.
W. Maj, B. Zadura, Stylizacje, „Współczesność” 1967, nr 5, s. 5.
Tamże.
Tamże.