mną. Ponieważ biegł pod wiatr, jeszcze mnie nie zwęsn1 ale prędzej czy później i tak mnie usłyszy. Miałam n;i<l ję, że się boi. A jeśli nie, wkrótce pozna, co to strach.
Lazarus wypadł z lasu i przebiegł przez autostrad, uskakując przed samochodami nadjeżdżającymi z obi stron. Niewiele później ja zrobiłam to samo. Powieli rozdzierał pisk hamulców, kiedy kierowcy zatrzym|w,il się gwałtownie na widok dziwnych smug migających u przed szybą. Ścigałam zbiega przez cudze podwórka i toi kolejowe, stopniowo zmniejszając dystans między nam Widziałam go zaledwie półtora kilometra przed sobą. Ku rował się w stronę jeziora, ale ja nie zamierzałam pozwoli mu do niego dotrzeć. Ja musiałam oddychać, więc w we dzie z łatwością by mi uciekł. Szukając bodźca, ponow nie sięgnęłam w głąb pamięci. I po raz kolejny ujrżałan ciemne oczy.
„Nie bój się, skarbie. Wrócę, zanim się spostrzeżesz”.
Ostatnie słowa, które powiedział do mnie Bones. Wt< dy też po raz ostatni słyszałam jego głos. Właśnie takn i motywacji potrzebowałam. Może, gdybym pobiegła wy starczająco szybko, mogłabym wszystko cofnąć i znowu poczuć obejmujące mnie ramiona...
Dopadłam Lazarusa niecałe dwadzieścia metrów od wody. Srebrny nóż, który ściskałam w ręce, wbiłam mu w serce z całą siłą mojego cierpienia. Nie przekręciłam go jednak. Jeszcze nie. Najpierw musieliśmy pogadać.
- Jakie to uczucie, Lazarus? Boli, prawda? A wiesz, co cię naprawdę zaboli? Jeśli choć trochę przesunę ostrze...
Leciutko trąciłam rękojeść. Lazarus zrozumiał i zamarł. Jego oczy rozbłysły zielonym światłem.
H"p Imiiast mnie wypuść — rozkazał dźwięcznym
I ■! lii
» mi il.im się złośliwie.
! li. !.i | uóba, ale nic z tego. Wasze hipnotyczne sztucz-
........ nie działają, koleś. A wiesz dlaczego?
i i.i/ pierwszy pozwoliłam mu ujrzeć ogień płoną-* moic h oczach. Lazarus wcześniej go nie zauważył
,.......In całego magazynka kul, które wystrzeliłam mu
lo niemożliwe. - Lazarus z niedowierzaniem patrzył
......)<• rozjarzone oczy. - Oddychasz, twoje serce bije...
•■i. możliwe.
« ic kawe, co? Życie potrafi zaskakiwać.
/ i pi szczały hamulce samochodu, a chwilę później roz-,i ,n; t upot biegnących stóp. Nie musiałam się odwra-
I >y wiedzieć, że to Tatę, Juan i Cooper.
I'.niżcie, amigos, jaką wielką mysz złapał nasz kot -\ u dział Juan z jadem w głosie.
Wszyscy trzej celowali w wampira. Lazarus ponownie i -i ..I iował swojej sztuczki.
Zastrzelcie ją - rozkazał, hipnotyzując ich wzro-11, ni. — Chcecie do niej strzelić. Zabijcie ją!
Nie ją chcemy zastrzelić, tylko ciebie — odparł spokoj-• tli late, posyłając serię w nogę Lazarusa.
Wampir wrzasnął, a zaraz potem drugi raz, kiedy Coo-i n i trafił go w udo.
Wstrzymajcie ogień... na razie - powiedziałam. -Mam do niego kilka pytań. I liczę na to, że będzie na tyle iJupi, by dać mi pretekst do posiekania go na kawałki tak, |ak on wczoraj pociął tamtą parę.