i telewizyjnych, reprezentuje je znany krytyk amerykański Gilbert Seldes, iPauline Kael i wielu innych. Opublikowana niedawno w Polsce książka Zygmunta Kałużyńskiego, Pożegnanie molocha (Warszawa 1972) również wyrasta swymi korzeniami z tego właśnie „liberalnego” stanowiska.
Otóż punktem wyjściowym krytyki „liberalnej” jest po pierwsze przyjęcie do wiadomości istnienia kultury masowej, czy też ściślej ij— „kultury środków elektronicznych” — jako zjawiska nieodwracalnego i niezbywalnego w naszej cywilizacji przemysłowej, po drugie zaś postulat, aby zjawisko to — skoro już istnieje i nie daje się zmazać z mapy kultury — nasycić wartościami kultury wyższej, wykorzystać jako środek przekazu rzetelnych wartości artystycznych, uczynić zeń instrument autentycznej edukacji masowej. Już same tytuły rozdziałów książki Kałużyńskiego wyrażają tę tęsknotę i ten postulat w sposób całkiem wyraźny: „Awangarda dla miliona”, „Operetka z głębokim zapleczem”, „Narodziny telewizji z ducha plastyki”, a wreszcie „Orfeusz cybernetyczny” — wszystko to brzmi jak hasła wzywające do ulepszenia kina czy ulepszenia telewizji poprzez wszczepienie im wartości artystycznych i myślowych, zawartych bądź to w wielowiekowej tradycji kulturalnej, bądź w dorobku awangardy XX wieku. Równocześnie występuje tu myśl o potraktowaniu kultury masowej -fr która przecież wydała zjawiska tak wielkie, jak Chaplin w kinie, jazz w muzyce czy Chandler i „czarna powieść kryminalna” w literaturze — jako pewnego etapu dorobku kulturalnego ludzkości, godnego zapamiętania.
„Obecnie — pisze Kałużyński gdy zapowiada się wyczerpanie kultury deformacji odbijającej niepokoje wieku przemysłowego, gdy jej bilans uważany jest za zamykający się w naszych oczach, odchodzą też i jej halucynacje, pozostaje zaś dorobek, jeden z najbardziej osobliwych w dziejach; czy nie czas, by zastanowić się nad jego zagospodarowaniem, tak jak to się robi z klasykami?” (Zygmunt Kałużyński, Pożegnanie molocha).
Z tymi zamiarami i nadziejami liberałów z całą zaciętością dyskutuje jednak nie kto inny, tylko Dwight Macdonald:
„W swojej ostatniej książce The Great Audien-ce :— pisze pesymistyczny obrońca akademizmu — Gilbert Seldes '[...] przypisuje winę za obecny smutny stan naszej kultury masowej głupocie władców kiczu, którzy nie doceniają dojrzałości umysłowej widowni; arogancji intelektualistów, którzy popełniają ten sam błąd i z powodu snobizmu odmawiają współpracy z takimi grodkami masowego przekazu, jak radio, TV czy film; wreszcie bierności samej publiczności, która nie domaga się od kultury masowej lepszych produktów. Ta diagnoza wydaje się opaczna, ponieważ składa się wszystko na karb czynników subiektywnych: głupota, przewrotność, zła wola [...].
Ponieważ kultura masowa — konkluduje — nie jest formą artystyczną, lecz produktem użytkowym, jej przyrodzoną tendencją jest obniżanie się, ześlizg w stronę taniości i standaryzacji — jak w produkcji przemysłowej.” ». POSZUKIWANIE PIERWSZEJ PRZYCZYNY
Jest dziełem osobliwego paradoksu, że teoria kultury masowej Marshalla McLuhana, a ściślej — „kultury środków elektronicznych”, bo ich głównie dotyczą rozważania McLuhana — stanowi jedyny dotychczas ugruntowany i optymistyczny pogląd na rolę tej kultury w rozwoju ludzkości, mimo że wydaje się ona pod pewnymi względami bliższa czarnym wizjom Macdonalda niż połowicznemu stanowisku liberałów. Zarówno katastrofista Mac-
173