74905 P1030242

74905 P1030242



24 Bóg Bestia

Teda, był zdenerwowany i zmartwiony. Okazało się, że SyWia miała właśnie wypadek: najwyraźniej straciła przytomność w czasie jazdy i zjechała z szosy na opuszczone lotnisko, choć na szczęście nic nie stało się ani jej, ani ich staremu morrisowi kombi. Ciemny ubiór Teda sprawiał, że to, co mówił, brzmiało jeszcze posępniej.

Kiedy przyszedł sierpień, wyjechałem na parę tygodni za granicę, a gdy wróciłem. zaczęła się już jesień. Choć nie minęła jeszcze nawet połowa września, liście zaczęły już spadać i przyszły deszcze. W ów pierwszy poranek, kiedy obudziłem się i zobaczyłem zaciągnięte londyńskie niebo, lato wydało mi się czymś równie odległym, jak samo Morze Śródziemne. Mimo woli poczułem, że kulę się w swoim ubraniu — londyński odruch. Czekała nas długa zima.

Pod koniec września „Observer” wydrukował Przeprawą przez wodą. Niedługo potem, pewnego popołudnia, kiedy pracowałem, a piętro wyżej miotała się hałaśliwie gospodyni, odezwał się dzwonek. Była to SyWia, elegancko ubrana i jakby z własnego postanowienia pogodna i wesoła.

—    Przechodziłam właśnie, więc pomyślałam, że wpadnę — powiedziała. W eleganckim miejskim ubraniu i z mocno ściągniętym kokiem wyglądała jak edwardiańska dama, co spełnia właśnie jakiś delikatny, lecz nieodzowny towarzyski obowiązek.

Niewielkie studio, które wynajmowałem, przerobione zostało ze starej stajni. Znajdowało się za garażem i prowadziła do niego długa ścieżka; było to na swój zrujnowany sposób piękne miejsce, ale niewygodne. Nie było na czym usiąść, jeśli nie liczyć pająkowatych krzeseł windsorskich i kilku dywanów na gołym, krwistoczerwonej barwy linoleum. Zrobiłem SyWii drinka, ona zaś usiadła przy węglowym piecu na jednym z dywanów, jak studentka. Zachowywała się bardzo swobodnie. Popijając whisky, grzechotała kostkami lodu w szklance.

—    Jak słyszę ten dźwięk, to zaczynam tęsknić za Stanami — powiedziała. — Ale tylko wtedy.

Rozmawialiśmy o jej wierszu z „Observera”, potem chwilę gawędziliśmy o byle czym. W końcu spytałem ją, co robi w mieście. Ze szczególną, jakby wy-szlifowaną wesołością powiedziała, że rozgląda się za mieszkaniem i że na razie mieszka sama z dziećmi. Przypomniałem sobie, jak widziałem ją po raz ostatni w kwitnącym ogrodzie w Devon, i nie chciało mi się wierzyć, że coś mogło zburzyć tamtą idyllę. Nie pytałem jednak, a ona nie zamierzała nic wyjaśniać. Zaczęła za to mówić o nowym przypływie pisarskiej weny. Co najmniej jeden wiersz dziennie, powiedziała, a często więcej. W jej ustach brzmiało to jak jakieś opętanie przez demona. 1 pojąłem, że może to dlatego rozstali się z Tedem: że nie była to sprawa różnic, lecz właśnie podobieństw nie do pogodzenia. Kiedy dwoje w pełni oryginalnych, ambitnych, intensywnie pracujących poetów wejdzie w związek małżeński i oboje cały czas piszą, to za każdym razem gdy jedno z nich napisze wiersz, drugie będzie miało poczucie, że wydłubano mu go

z własnej głowy. Na pewnym poziomie intensywności twórczej, gdy muza oka żuje człowiekowi niewierność na korzyść jego partnera — cierpi on hardziej, niż gdyby ów partner zdradzał go z całą armią uwodzicieli.

—    Chciałabym ci przeczytać kilka nowych wierszy — powiedziała, wyjmując z leżącej obok torby plik maszynopisów.

—    Bardzo chętnie — powiedziałem, wyciągając rękę. — Pokaż Potrząsnęła głową: — Nie, ja nie chcę, żebyś je czytał po cichu. One muszą

być czytane na głos. Chcę, żebyś ich posłuchał.

I tak siedząc ze skrzyżowanymi nogami na niewygodnej podłodze, wśród od głosów wciąż hałasującej piętro wyżej gospodyni, przeczytała mi Platę w Berek:

Oto więc morze, to wielkie zawieszenie...

Czytała szybko, z twardym i nieco nosowym akcentem, recytując gwałtownie, nieomal gniewnie. Nawet dziś mam trudności ze zrozumieniem tego wiersza, ponieważ rozwija się on w sposób niejasny, a jego obrazy łączą się i zlewają ze sobą. Miałem słabe wrażenie czegoś bolesnego i jakby nieprzyzwoitego, ale zdaje się, że niewiele zrozumiałem. Kiedy więc SyWia skończyła, poprosiłem ją o ponowne przeczytanie. Tym razem słyszałem już trochę wyraźniej i mogłem zrobić kilka uwag dotyczących szczegółów. Chwilę spieraliśmy się, po czym ona przeczytała mi jeszcze trochę wierszy; był wśród nich Księżyc i cis, a także chyba Wiąz — razem było ich bodaj sześć, może osiem. Żadnego nie pozwoliła mi przeczytać samemu, więc niewiele, jeśli w ogóle cokolwiek, dotarło do mnie z ich subtelności. W każdym razie jednak usłyszałem w nich coś mocnego, nowego, z czym trudno było dojść do ładu. O ile pamiętam, zacząłem się czepiać wszelkich możliwych szczegółów, jakby w odruchu obrony. Ona zaś wyglądała na zadowoloną, że może przeczytać te wiersze i posprzeczać się o nie z kimś, kto stara się je zrozumieć.

—    To poetka, prawda? — spytała mnie nazajutrz gospodyni.

—    Tak.

—    Domyśliłam się — stwierdziła z ponurą satysfakcją.

Odtąd Sylvia wpadała dość często podczas swych wizyt w Londynie i zawsze przynosiła porcję nowych wierszy do przeczytania. W ten sposób po raz pierwszy usłyszałem między innymi wiersze o pszczołach. Prezent urodzinowy. Aplikanta, Dostać się tam, 103 stopnie gorączki, List pisany w listopadzie i Ariela, który wydał mi się czymś nadzwyczajnym. Powiedziałem jej, że to najlepsza rzecz, jaką napisała; parę dni później SyWia przysłała mi piękny egzemplarz tego wiersza, uważnie przepisany jej ciężkim, zaokrąglonym pismem i, niczym jakiś średniowieczny manuskrypt, ozdobiony rysunkami kwiatów i ornamentowymi wzorkami.

Pewnego dnia — nie pamiętam dokładnie, kiedy — przeczytała mi. jak to określiła, „kilka lekkich wierszy”. Były to wiersze Tatuś i Pani Łazarz. Jej głos.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
71097 P1030287 96 Bóg Bestia winności nic może tego pojąć, jego naturalne cierpienie staje się podwó
P1030287 96 Bóg Bestia winności nic może tego pojąć, jego naturalne cierpienie staje się podwójnie d
P1030271 ■xwm w    Bóg Bestia ło grozą tycia i pragnieniem męczeństwa; gotowi byli zg
96,97 (10) l«bela 2 Uu iK.ptiU.jn Mew* Norm Zaburzenie Rjrr.raL=J. U2 47 Okazało się, że 24,9*S bada
024 2 24 Rodzaje wykresów być jej przynajmniej równa. Przyjmuje się, że pierwszy symbol 0 w kolumnie
22 Tomasz Płudowski Okazało się, że dłuższy format reklamy polskiej nie był automatyczną gwarancją
rządzenia był częściowo stosowany. Przewiduje się ze w obliczu nowego stulecia kierownik będzie lide
scandjvutmp9501 138 Ćwiczenie mowy. Okazało się, że ów pan był lekarzem. Przyjechał z miasta, wezwa
36871 str 58 59 marynarki wojennej, jak i cywile. Później okazało się, że był wśród nich kapitan Ern
apoptoza036 no odpowiednio po 12 i 24 godzinach od rozpoczęcia apoptozy. Okazało się, że w komó

więcej podobnych podstron