— Młot wodny —- orzekł ojciec tym swoim nieco burkliwynJjM I nem.
Hilda poruszyła się lekko i wypuściła dym w stronę sufitu. M
— Tak się to nazywa? — zapytała.
Ojciec skinął głową.
— Pewnie rura odpowietrzająca się zatkała.
Spojrzała mu prosto w oczy.
—Doprowadza mnie to do szału — oznajmiła. — Może panffl I naprawić, panie hydrauliku?
Ojciec pociągnął nosem, zrobił chytrą minę świetnego fachów® I jakby chciał zasugerować, że ta robota wymaga niezwykłej delikaJ ności i taktu.
— Będę musiał sprawdzić cały system.
— Mieszka pan w okolicy, prawda? — zapytała Hilda.
— Na Kitchenera.
— Tak myślałam. — Mówiąc to, przyglądała się swoim paznćfl I ciom. — Wydawało mi się, że widziałam pana Pod Psem. — Nagffl ziewnęła, przeciągnęła się, unosząc ręce nad głowę, by z uśmiechęM spleść je zaraz na piersiach. — Tb ma pan zamiar stać tak całj dzień? — spytała. — Wydawało mi się, że przyszedł pan zająć sil moimi rurami...
Jej skóra, jak zauważył ojciec, miała znacznie jaśniejszy odcie] różu, niż mu się wcześniej wydawało, była prawie biała, a szlafról odsłaniał całą górną część jej piersi. Po raz pierwszy zdał sobie tę! sprawę, jaką miała niewiarygodnie sterczącą brodę, jednak widoj czystej skóry i wspaniałych włosów barwy pszenicy (choć czarnyc] u nasady) sprawiał, że nie dostrzegało się ani wydatności podbród ka, ani krzywego zgryzu.
— Rura musiała się zapchać — ciągnął ojciec, stojąc w drzwiac] wciąż z torbą w jednej ręce i czapką w drugiej.
Nagle Hilda schyliła się, by wziąć na ręce mruczącego u jej stół kota, i zobaczył je: przez krótką chwilę, ułamek sekundy, wyraźn| widział jej piersi, otulone jedwabistym materiałem, dwie pełne, bia łe piersi z małymi, różowymi sutkami. Odwrócił wzrok.
— Powietrze jest w rurach — orzekł i akurat w tej chwili łomu tanie ustało.
— W dodatku ten brzydki zapach — mówiła, od niechcenia głaj szcząc kota. — Czuje pan?
- 'Ib z toalety — odparł ojciec.
111 Ulu uśmiechnęła się. Ze względu na wadę zgryzu, niezwykły to ■ Uśmiech, przypominał raczej krótką szczelinę rozszerzającą się pH mImi stronach, a ojciec poczuł się dziwnie poruszony.
- Mam taką nadzieję — stwierdziła. — Te rury są w opłaka-\ mi itiinie. — Nie przestając się uśmiechać, wzrokiem zmierzyła
MWiiIl surowego sztywniaka stojącego w drzwiach jej sypialni. — BęiUll pan tak stał cały dzień?— powtórzyła pytanie. — Czy może *tłliisrseo się pan wreszcie za te rury?
Tulc jak się spodziewał, w misce klozetowej nie było wody, która islilnlcowałaby otwór odpływowy, i gazy ściekowe nie napotykały na , |#ą)ąj drodze żadnej przeszkody. Doszło do wstecznego zassania (powodowanego dyferencjałem ciśnień wywołanym, podobnie jak ttiłnl) wodny, zapchaniem się jednej z rur odpowietrzających. Jego za-t Id ulom było zlokalizowanie i usunięcie blokady i od razu przyszło .§|U na myśl, że wszystkiemu może być winne gniazdo myszy: gryzo-
często dostawały się do systemów kanalizacyjnych w starych bu-ilynlcach takich jak ten. Musiał sprawdzić system, zamykając najpierw wszystkie rury, a następnie puszczając wodę z każdej po ko-ImI; zbadanie różnorakich zaworów i kurków powinno doprowadzić go do źródła problemu.
(Hi dożyłem ołówek. Zapuściłem się na nieznane mi tereny. Hildę Wiikinson poznałem jakiś czas później, kiedy już jej znajomość z ojcem dawno przestała być tak formalna. Poruszam się więc w ciemnościach, po których nie prowadzi mnie niemal nic poza intuicją.
Ojciec zapewne dał sobie radę ze wstecznym zassaniem i młotem wodnym w domu Hildy; dla doświadczonego hydraulika takie sprawy to małe piwo, ale nie jestem pewien, czy przyczyną faktycznie było mysie gniazdo. Kiedy byłem małym chłopcem, ojciec często opowiadał mi o swojej pracy, pokazywał narzędzia, wyjaśniał, do czego służą, a kiedy trzeba było coś naprawić w domu, stawałem się jego pomocnikiem, podawałem mu lampę lutowniczą, klucz numer osiem i inne narzędzia. Dziwna sprawa, ale z naszą toaletą na podwórku też ciągle było coś nie tak; kiedy spuszczało się wodę, podchodziła ona aż do brzegu miski klozetowej, a czasem nawet wylewała się na podłogę. I było z tym tak jak z tynkiem na ścianie mojego pokoju: kiedy ojciec próbował coś zrobić, przez miesiąc lub dwa był spokój,