118 CZ|iĆ I, 5: HISTORYCZNI SROiRZINII NA SZTUKf
we wszystkich tych dziełach widzieć tego właśnie króla siedzącego na koniu), dalej Dianę w grupie dziewcząt składających ofiary5,1 - obraz, który podobno przewyższył nawet wiersze Homera, opisującego tę samą scenę [Odys., VI, 101-109]. Malował i takie rzeczy, których na ogół nie da się namalować - grzmoty, błyskawice i huragan (tak zwane Bronte, Strape i Keraunobolia)ss. Z jego innowacji korzystali i inni, zajmujący się sztuką malarską, jednego tylko nikt naśladować nie potrafił: tego, że skończone obrazy powlekał werniksem niezmiernie delikatnym, który przez samo załamywanie światła dodawał barwie blasku i chronił obraz od kurzu i brudu, a widoczny był tylko dla tego, kto patrzył, trzymając obraz w ręku. Ale też w stosowaniu tego środka zachowywał artysta wielką ostrożność, żeby zbyt wielka intensywność barwy nie raziła wzroku, żeby patrzącemu zdawało się, jakby spoglądał poprzez szybę, żeby wreszcie jedna i ta sama rzecz, mająca barwy bardzo jasne, z daleka robiła wrażenie ciemnej.
Rówieśnikiem jego był Arystydes z Teb5ć. Ten jako pierwszy ze wszystkich malował duszę i wyrażał uczucia człowieka, to, co Grecy nazywają ethos, a także namiętności; w stosowaniu barw był nieco mniej subtelny. [...]
Równocześnie, jak to już zaznaczyłem, działał Protogenes. [...]
Pierwsze miejsce wśród jego obrazów zajmuje Jalyzos57, który znajduje się w Rzymie w świątyni Pokoju. [...]
Jest na tym obrazie pies, cudownie zrobiony, namalowany częściowo przez przypadek. Zdawało się artyście, że nie została oddana w nim należycie piana wypływająca ze zziajanego pyska, choć pod każdym innym względem, rzecz u niego zupełnie niezwykła, czuł się sam z siebie zadowolony. Otóż nie podobała mu się sama doskonała poprawność, a nie mógł jej ująć; zdawała mu się przesadna i daleko odbiegająca od rzeczywistości, jednym słowem - piana ta była namalowana, a nie wypływała z pyska. Pełen troski i udręki, bo na obrazie chciał mieć prawdę, a nie podobieństwo do prawdy, raz po raz wycierał i zmieniał pędzle, ale w żaden sposób nie mógł trafić na to, co by go zadowoliło. W końcu rozgniewany na tę swoją poprawność, że ciągle rzuca się w oczy, cisnął gąbkę
PLINIUSZ STARSZY 119
w znienawidzone miejsce na obrazie, ta zaś z powrotem nałożyła pousu-wane farby tak właśnie, jak on to starał się w swych marzeniach zrobić. I oto przypadek stał się w obrazie tym czynnikiem, który zadecydował
0 jego zgodności z naturą. Za tym przykładem Protogenesa także i Neal-kes [trzecia ćwierć III wieku p.n.e.] miał osiągnąć podobny sukces w przedstawieniu piany końskiej, również przez ciśnięcie gąbką; był to koń z tego obrazu, na którym jest on chwytany przez gwiżdżącego ujeżdżacza. Tak zatem Protogenes wskazał i sposób posługiwania się przypadkiem.
Ze względu na tego Jalyzosa, mianowicie aby nie spalić obrazu, król Demetrios [Poliorketes; 336-283 p.n.e.], choć od tej jednej tylko strony mógł zdobyć Rodos [305-304 p.n.e.], nie podpalił miasta w owym miejscu
1 oszczędzając obraz, pozwolił na to, że umknęła mu szansa zwycięstwa. Protogenes znajdował się wówczas w swoim podmiejskim dworku, a więc w zasięgu obozu Demetriosa, i mimo to nawet, że był niepokojony przez toczące się walki, nie zaniedbywał ani na chwilę pracy nad zaczętymi dziełami. Tak było aż do momentu, kiedy został zawezwany przed króla i zapytany, skąd u niego taka śmiałość pozostawania poza murami. Wtedy odpowiedział, iż wie, że król prowadzi wojnę z Rodyjczykami, nie ze sztukami pięknymi. Król wyznaczył dla jego ochrony posterunki, rad z tego, że zapewnia bezpieczeństwo rękom, których już raz był oszczędził. Zęby zaś nie odrywać często artysty, sam do niego zachodził - on, nieprzyjaciel - i zapominając o swoich ambicjach zwycięstwa, wśród walk i szturmów na mury przypatrywał się artyście. [...]
Bo teraz wypadałoby wtrącić kilka słów o malarzach sławnych w malarstwie niższego rodzaju; jednym z nich był Pejrajkos. W malarstwie ustępujący zaledwie nielicznym, nie wiem, czy nie zaszkodził sobie swoją tematyką, bo zajmował się tylko rzeczami pospolitymi; ale w tej pospolitości osiągnął chwałę niebywałą. Malował golarnie i warsztaty szewskie, osły, jarzyny i podobne rzeczy, stąd to nazywano go ryparografem58. Ale też dzieła jego to szczyt rozkoszy, osiągały przecież cenę wyższą niż największe dzieła wielu malarzy. [...]
Ale nie wolno pozbawiać należnej chwały także Studiusa59, z okresu boskiego Augusta, który pierwszy wprowadził rzecz niezmiernie miłą: