mcnty / lampą były interesujące, to jednak o wiele bardziej przykuł moją uwagę krzemowy kryształek. Dotykając go końcem drucika, można było bowiem wywołać z tego kryształkowego detektora głosy dalekich stacji radiowych, bez użycia jakiejkolwiek baterii. Intrygowało mnie wówczas pytanie, dlaczego właściwie, zamiast posługiwać się skomplikowanymi lampami, nie wykorzysta się właściwości kryształów krzemu do prostowania prądu zmiennego wysokiej częstotliwości. Dowiedziałem się później, że za urzeczywistnienie tego pomysłu amerykański fizyk J. Bardeen został uhonorowany Nagrodą Nobla. Po raz drugi nagrodę tę otrzyma! w 1972 r. za swe osiągnięcia w dziedzinie spektroskopii z użyciem magnetycznego rezonansu jądrowego. Za pomocą tej właśnie metody udało mi się w 1968 r. jako pierwszemu udowodnić istnienie bliźniaczych, asymetrycznych atomów w związkach krzemowodorowych i germanowodo-rowych. Stanowiło to ważny krok w rozwoju moich prac teoretycznych Podczas tych pomiarów wspominałem mój mały krzemowy kryształek -tranzystory robi się bowiem z krzemu i z germanu.
*
Tak oto, jako jedenastoletni chłopiec, poznałem słowo „chemia i następne lata upłynęły mi pod znakiem odkrycia tej nauki. Stopniowi i urządziłem sobie prawdziwe laboratorium. Moja skłonność do teori | tycznych rozważań łączyła się zawsze z wielką pasją eksperymentatora I Na tym polegały przecież główne sukcesy chemików dziewiętnastego I i dwudziestego wieku. O ile w renesansie nową epokę zapoczątkowal i olbrzymia biegłość w sztukach rzemieślników, artystów, architektów i m żynierów, o tyle w dwóch ostatnich stuleciach świat zmieniła chemia eb I perymentalna. Jako młody człowiek przysiągłem sobie, że w tym wielkim dziele znaczący udział będą miały moje własne ręce, o których późnie) dyrektor pewnego instytutu chemii miał powiedzieć, że przypominają I mu ręce noblisty Emila Fischera. Ten wspaniały chemik potrafił — jak I wiadomo — zrobić kryształy nawet z sera szwajcarskiego.
Te ręce dały mi bardzo wcześnie poznać, jak wielkie siły wyzw.iln I chemiczna eksplozja. Wciąż czytamy wzmianki o ciężkich wypadkami I które powodują młodzi ludzie mieszający różne chemikalia. Ja miah ni I to szczęście, że już jako chłopiec popełniłem naprawdę głupi błąd, dzięki II czemu zrozumiałem, że prawdziwe zagrożenie stanowią nie chemikallil,! lecz ludzka głupota i niezręczność.
Otóż kiedy Paul i ja dostaliśmy od ojca na jarmarku nasz pierwwt® balonik, od razu przyszło mi na myśl, że nie napełniono go drogim helem I tylko wodorem, pierwszym pierwiastkiem układu okresowego. N;ist«t|» I nego dnia postanowiłem sprawdzić, co to za gaz, i gdy po południu !>•« dzice ucięli sobie drzemkę, rozsupłałem balonik, otworzyłem drzwic||M
kuchennego pieca, w którym żarzyły się brykiety, po czym przezornie puściłem doń tylko odrobinę gazu. Widząc, iż nie się nie dzieje, wpu
• tłem mniej więcej połowę zawartości balonu. Nagle rozległ su, prze wliwy huk. Ciężka stalowa płyta kuchenna, o powierzchni ponad poi
• u. na kwadratowego została przez eksplozję wyrzucona do góiv. |a zas i 'leciałem przez całą kuchnię aż pod stół. Leżąc tam, czarny pik gm •lk. mzumiałem już, czemu mieszaninę wodoru z powietrzem nazywa u wybuchową. W tym momencie drzwi kuchni uchyliły się na tyle aby ..... mógł akurat wsunąć swój nos, po czym usłyszałem jego ki/yl
11> i la, on jeszcze żyje!”
/ radości, że nic mi się nie stało, rodzice zapomnieli nawet spi.u ml lyłek.
*
• id tej pory miałem szczególny stosunek do środków wybuchowych 1 ■ di rświadczenia, jakie zdobyłem w młodości, nigdy nie mógłbym póż
i na uniwersytecie, prowadzić z taką swobodą moich eksperymen
• kizemowodorami. Wykształcenie chemiczne nie daje żadnej wie
1 mah nalach wybuchowych, tak więc prawie żaden chemik nie ma "i> Il pojęcia.
I'"i/i|lkowo w moich doświadczeniach używałem własnoręcznie • " o iłowanych zapalników elektrycznych, ponieważ zdawałem sobie • o bezpośrednie zapalanie lontów jest zbyt niebezpieczne. Ide-m poligonem do tego typu eksperymentów, przeprowadzanych w go-ii w In /ornych i w weekend, był wielki ogród i teren fabryczny za m di mu iii Wydawało mi się wtedy bardzo śmieszne, że gdy matka ' t'i»y I. tu lun i gotowała posiłek, ja przy stole kuchennym przygoto-i tu uliimin nową bombę, którą na koniec pięknie owijałem taśmą m i |"i i /vm brałem moją tablicę rozdzielczą i szpulę kabla, choin do lii'i/i ni narzędzia i wychodziłem z domu. Ona zaś wołała •, I*, o i oi chwilę będziemy jedli!” — „Zaraz wracam!” — od-
■ I m I iininlr, nie potrzebowałem wiele czasu. Trzeba było tylko ,. i.Miiiiu / kablem, odwinąć dwadzieścia pięć metrów przewodu , »|. »»r pu t bibllni rozdzielczą. Następnie przesuwałem przełącznik, dmłt ni uiiplęi ic, naciskałem guzik wymontowany z nocnej lampki i p i ,u pin iiiżllwy huk. Zwijałem z powrotem kabel, zabierałem a * truli, ni do domu. Na mój widok matka mówiła: „Którego'. H«n ». pitv|d/li tu policja.”
jMnnhkioi»i pieniędzy na chemikalia dostawałem przez Ic w./yM ■hllulF od imilki, która potrafiła z czterystu marek miesięi ,'uii Hnbiin, ' |uzątaczkę i psa. Brakujące fundusze zdobyć i mukulatiirę i złom. Pieniądze te wydawali m u <|u• i. tpmli mym / mieszaniny chloranu potasu / uikn iii mozmi