Monotonny, suchy głos działał usypiająco. Adam z. trudem opanował ziewnięcie. Katz po wczorajszej ba-.andze dawał się we znaki.
— Kiedy wreszcie ta krowa przestanie pieprzyc i będę mógł urwać się na piwo?! — czui cierpki, orzeźwiający smak w ustach. — No dobrze, już dobrze, wygaduj się i daj mi święty spokój.
Nic nie wskazywało jednak, by marzenia Adama mogły się szybko urzeczywistnić. Szefowa Instytutu słynęła z upodobania do długich fiłipik. Nowa szefowa, doceń tka. Ponoć świetny naukowiec. Ad..m z rozrzewnieniem wspominał poprzedniego dyrektora — dobrodusznego grubasa. Był w oczywisty sposob głupawy, krążyły przedziwne opowieści na temat sposobów, jakich używał, by dochrapać się tytułu profesora, ale miał niepodważalny zaletę. Był tolerancyjny. Zwłaszcza dla tych. którzy dostatecznie często zapraszali go na kolacyjki we frapującym, damskim towarzystwie.
Adam, trzydziestbdwuletni szatyn, o falującej, gęstej czuprynie, buźce nadąsanego chłopca i sylwetce spor-t< wca, cieszył się w Instytucie zasłużoną opinią pierwszego podrywacza. Dzięki urokowi i darowi perswazji przekonywał podochocone panienki, aby nie skąpiły swych wdzięków także i zwierzchnikowi. Jego pozycja była ugruntowana. Starszy pan, nie mogąc się bez niego obejść, zapominał o takich drobiazgach jak nie napisany doktorat, czy brak większych postępów naukowych.
Jego następczyni pamiętała jednak o tym zbyt dobrze. Wyznaczyła mu termin. Ostateczny i nieprzekraczalny.
Tesli go nie dotrzyma, będzie musiał odejść. Gabinet
«>puścxł { poczuciem klęski. Pierwszej w swram udanym
życiu przystojnego samca.
Dziewczyna była naprawdę warta zachodu. Szczupła blondynka o trochę zbyt dużych, leciutko opadających piersiach. Te właśnie troszkę przyciężkie piersi były źródłem fascynacji Adama. Lubił je głaskać, gnieść, całować, ssać ciemnobrązowe brodawki. Monika potrafiła umiejętnie wzmagać narastające pożądanie. Lubił zwłaszcza, gdy wsuwała się pod niego, wkładając między sprężyste półkule jego członka. W tym ciepłym, przyjaznym schronieniu rósł, nabrzmiewał, twardniał. W końcu z tłumionym jękiem przewracał dziewczynę na plecy i wbijał się w nią z drapieżną gwałtownością.
Lubili to oboje. Dlatego ich związek, luźny, w-ołny od zazdrości i zobowiązań, trwał już drugi rok. Spotykali się dwa, trzy razy w tygodniu. Nie tracili czasu na zbędne konwersacje. Wspólny prysznic stanowił preludium do długiej zabawy w łóżku, przerywanej smaczną kolacją. Byli z siebie zadowoleni. Aż do dzisiaj.
Monika odsunęła się od niego wyraźnie rozczarowana Zapaliła marlboro, zaciągając się głęboko.
— Zażywałeś mnie dzisiaj jak pigułkę na uspokojenie. Taką przyjemność to mam na co dzień z panem mężem l nie muszę w tym celu wymyślać różnych historyjek. żeby wyrwać się z domu.
Uraziła go. Bezwzględna samica, żądająca pierwszo [ rzędnej obsługi.
Nie jestem dziś w nastroju.
Ale ja jestem. Trzeba było odwołać spotkanie. —
Wyślizgnęła się z łóżka i naga podeszła do stołu. — Zro
bić ci drinka?