CZYTELNICY DO PIÓR
Od lat mieszkam w Brazylii, nigdy jednak nie straciłam kontaktu z krajem, który odwiedzam raz na dwa lata. Czytam również z regularną częstotliwością kilka czasopism polskich wydawanych w internecie. W ten sposób natknęłam się na wzmiankę o „Faktach i Mitach”...
...z ciekawym (dla mnie), a uszczypliwym komentarzem, „że jesteście radykalnie antykościelni”. Zaraz „pobiegłam" do Waszej stro-
* ny internetowej i z przyjemnością stwierdziłam, że wzmianka o Was była całkowicie prawdziwa. Teraz czytam wszystkie zalegle wydania internetowe Waszego czasopisma.
To, co piszecie, nic jest właściwie nowością dla mnie, gdyż od lat myślę podobnie. Jest natomiast nowością fakt, że znajdują się ‘ w Polsce osoby, które właśnie tak myślą i czują.
Chciałabym podzielić się z Wami kilkoma spostrzeżeniami, o których właściwie nie mam z kim mówić, bo osoby, z którymi mam kontakt z Polsce, albo nie mają czasu, aby zajmować się takimi „duperelami”, albo są im diametral-
• nie przeciwni.
Urodziłam się w połowie lat 50., wychowałam więc i wykształciłam w okresie panowania systemu obecnie tak potępianego. Z Bogiem, re-ligią i Kościołem miałam dość egzotyczny kontakt, bo ojciec, gorący ateista, wychowywał mnie w duchu całkowitej negacji czegokolwiek, co mogłoby mieć związek z Bogiem. Ciekawe jednak, że nie robił tego z fanatyzmem czy nienawiścią. Jedynie prawdziwą antypatię czuł do księży i do osób fanatycznie „kościelnych”. Nie religijnych, a właśnie „kościelnych”.
Z drugiej strony była rodziny »mojej mamy (niepraktykującą katoliczka), która - mimo że nl§,.pćs&.V jawiala fanatyzmu katoliek^pgp - litowała się nade mną, czyli med-nym dzieckiem, które lak cierpiało " z powodu 'ojca ateisty. Te$Mii)icc ..światopoglądowe" nie przeszkadzały w tym, aby cała rodzina świetnie się razem czuła i kochała.
Różnice uwidaczniały się jedynie czasami i to raczej w dość komiczny sposób. Na przykład kiedy tato wychodził na odświeżający spacer podczas kolędy albo kiedy milczał, gdy ciotka wchodziła ze swoim „niech będzie pochwalony”.
Z drugiej strony, każdy „nieodpowiedzialny” gest tuty byt kwitowany „cierpiącym” westchnieniem lub skinięciem głowy z dezaprobatą.
Te różnice zdań nic przeszkodziły w tym, aby mnie ochrzczono.
Giocia wykorzystywała każdą nieobecność taty, aby wciskać mi do głowy przeróżne modlitwy, które ja od-klepywalam przed obrazkiem Matki Boskiej Karmiącej, klęcząc z „uduchowioną" miną, która wydawała mi się odpowiednia do okazji. Nigdy nie miałam zbytniej ochoty na te seanse, ale ciocia kazała każdą modlitwę kończyć tymi samymi słowami: „Ten paciorek jest za zdrowie mamusi, siostry i za duszę tatusia, aby wreszcie zaczął wierzyć w Boga”. Mnie nie zależało na tym, aby tatuś zaczął wierzyć, ale zależało mi na zdrowiu mamusi i siostrzyczki, a więc na wszelki wypadek gorliwie, codziennie, choć z rezygnacją, klękałam przed obrazkiem. Mój tato, tak dla przekory, czasami spoglądał z niesmakiem na obrazek i mówił: „A co ta Matka Karmiąca ma tak piersi na widoku? Ludzi tym gorszyciel”.
Co ciekawe, obrazek przetrwał do dzisiaj!
To wszystko działo się, zanim skończyłam 10 lat. Mimo że ciocia opowiadała mi różne historyjki o Jezusie, Bogu, Marii, nie bardzo rozumiałam, o co właściwie chodziło. Czy Jezus to był ten Bóg? Czy też odwrotnie? A jeśli Jezus to Bóg, ITT* jakże Maria mogła być jego matką? Matkę mogą mieć jedynie „zwykli” Hudzie. Zamieszanie, zwiększylosię, gdy zaczęłam uczęśftzSoiha lekcje rcligii, no bo doszedł Duch Święty i potem zaczęto mówić o Trójcy Świętej! To wszystko jest dla mnie niezbyt zrozumiale do dzisiaj.
Na rcligię uczęszczałam, oczywiście, bez wiedzy taty, i to tylko dkra| tego, że kościół znajdował się nieffl daleko mojej szkoły podstawowej i pierwszoklasiści byli zapisywani auH tematycznie w kościele. Lckojb re-ligii odbywały się 2 razy w tygodniu, zaraz po lekcjach w szkole. Cali klasa szła więc grupą do kościoła. TylC koją nic szlam. Nie powiem, aby infl nc dzieci uważały to za dziwne. Nikfl się ode mnie nie odsuwał ani mnifl nic szykanował, ąlc. było uu smutno, że nie mogłam być z koleżankami i kolegami. W końcu mama zdecydowała, że nic się nie stanie, jeśli zrobi coś bez wiedzy frf^rrazma mi chodzić na religię razem z kia- j są. Bardzo lubiłam ten okres - niej j ze względu na rcligię, ale dlatcgcfl że mogłam być dłużej z innymm dziećmi. Czasami chodziliśmy n|R specjalne msze, jeszcze po lacini<S które mnie zachwycały. Moja wiał ra w Boga była jednak ciągle na tynfl samym etapie, tzn. nic mi On nił mówur Na nic się zdały lekcje relil gii, „teoria”, katechizm.
Nie wiem, jak się sprawa miała z innymi dziećmi, ale podejrzewam! że czuły to samo co ja. Jest niemożi liwe, aby małe 6- czy 7-letnie dzieci ko miało jakąkolwiek świadomości czegoś, co moglibyśmy określić mia-j nem Boga. Dziecko utożsamia się jedynie z tym, co przekazują mu doj rośli, a więc „naśladuje” jedynie wiaj rę. Ono jej jeszcze nic posiada.
Po pewnym czasie zostałar przeniesiona do innej szkoły. Pc nieważ w pobliżu nic było żadnego kościoła, /ostałam ..zwolniona” z religii.
Przez następne lata mój kontakt z retjgią ograniczał się do sporadycz-nego chodzenia na msze w towarzy-
msze już mi się nic podobały. Byty odprawiane po polsku, a więc całkowicie zrozumiałe, ale to, co mówiono, wydawało mi się nadzwyczaj nudne. Rozglądałam się po kościele, obserwowałam ludzi dla zabicia czasu i starałam się zrozumieć, co oni czują. Chciałam tak bardzo czuć
to, co oni czuli (jeśli czuli to w rzeczywistości), ale nic potrafiłam! Ogarniały mnie wątpliwości - czyżbym bjla inna niż oni? A może wszyscy obecni na mszy są w takiej samej sytuacji jak ja i jedynie „wierzą, że wierzą”? V
Większość moich koleżanek i kolegó^CTOłmłŚrłla niedzielne msze regularnie. Nie było z tego powodu żadnych podziałów. Oni chodzili - ich sprawa, ja nie - moja sprawa.
Gdy byłam dużo starsza, wpadałam do kościoła już sama. ale jedynie wtedy, gdy bywał pusty. Lubiłam [usiąść sobicwjconyn^osta^ nich rzędów starych ławek, pomy-J śle&śpokojnic o problemach oso$| bistych i nawet pomodlić się w myśli. £io wszystko, gdyż określałam! sicbicjjako atcistkę.
Wyjechałam z Polski, gdy miał łam 22 lata. Nie ze względów politycznych ani ekonomicznych. Wyszłam; za mąż za pana z Brazylii. Móflmąż, osoba głęboko wierzą-cafgSlkazał mi inną drogę do Boga, do wiary. Pokazał, że można dotrzeć do niego bez kościoła, bez religii Była to dla mnie nowość, bo jak dotąd w mej „polskiej” głowie Bóg |>ył nieodłącznie związany żkjościolcm. Po latach dyskusji, rozmów Knogę powiedzieć, że wresz-cię &ś zmieniło się w moim „czuciu” -Imoże jeszcze nie jest to wiara, ale dzisiaj nie nazwałabym już siebielateistką.
Wracam do Polski często. Ostatni raz byłam kilka miesięcy temu. Jak zwykle chciałam wpaść do mego „starego” kościoła ijisiąść na „mej” ławce. Ale jakież rozczarowanie mnie spotkało! Wnętrze zostało odnowione w stylu kiczowa-
nc” przez strażników, a atmosfera panująca wewnątrz przypominała zlot aktywistów partii.
Szybko uciekłam!
Moim rodzinnym miastem jest Łódź (stąd te ciotki, trochę dewotki). W czasie odwiedzin, po 25 latach nieobecności, chciałam pokazać mężowi kościół, w którym byłam ochrzczona. Malutki kościółek na Widzewie, skąd wywodzi się rodzina mamy. Następne rozczarowanie! Kościół był zamknięty i taki pozostał w ciągu miesiąca mojego pobytu. Na moje zapytanie, dlaczego tak się dzieje, odpowiedziano, że ze względu na rabunki! Cooo? Rabują kościoły??? Kto? Katolicy! Za „okrutnej” komuny nigdy aiię spotkałam zamkniętych g&fośpioRw, a to chyba znaczy, ze ^Ebmurtłsci ich nie okradali...
A Jeszcze ostatnia dygresja. Gdy Hbstał wybrany papież Polak, przyznaję, że odezwał się we mnie patriotyzm - byłam wtedy dumna. Ty-I le o nim mówiono dobrego, ze nawet poczułam do niego sympatię. Do człowieka, nie do papieża. Aż i do dnia, gdy zobaczyłam film doku-' mentalny o wizycie papieża w Nikaragui w 1983 r.
Było to w czasie, gdy „teologia wyzwolenia” była bardzo rozpowszechniona w Ameryce Południowej. A Nikaragua miaia już jako prezydenta Daniela Ortegę. Wtedy to na lotnisko w Managui wyszła na przywitanie papieża grupka duchownych. Wśród nich był ówczesny minister edukacji ksiądz Ernesto Car-denal. Oczywiście, podpadł papieżowi dużo wcześniej, bo Jan Paweł II nie trawił „teologii wyzwolenia”. Wszyscy witali papieża niskim ukłonem, ale ksiądz Ernesto padł na kolana... Wtedy wzruszyłam się bardzo, ale gdy w kadrze filmu ukazała się twarz papieża, jego obojętny wzrok, zamarłam w oczekiwaniu tego, co stanie się za chwilę. I zobaczyłam: papież przeszedł obok klęczącego księdza i nawet na niego niiespojrzał! Po tym „incydencie” ral^mS^ę nawet słuchać opowieści o dobroci papieża Polaka.
Kończę w tym miejscu ten dlu-gaśny list, bo nie jestem pewna, city ktoś w redakcji będzie miał cierpliwość, aby go przeczytać. , 1
Z poważaniem, .I
Renata K. Rocha Guarapari ES, Brazylia
Piekielne odwierty ojca Rydzyl
Zimno, zimno, coraz zimniej... Tak będą brzmiały kolejne meldunki wiertaczy, drążących szyb dla uzyskania geocie-pla dla ogrzania panarydzykowych posiadłości. Za naszą kasę.
Rozumiemy, iż cieple berety i sama wiara dostatecznie ich nie ogrzeją. Lecz przecież kto jak kto, ale Ojciec powinien znać najsłynniejszy bodaj w dziejach chrześcijaństwa raport z badań podziemi. To „Piekło” - pierwsza część „Komedii” Dantego, której zachwycona potomność nadała przymiotnik „boska”. Rzecz napisana w oparciu o gruntowne studia filozoficzne i teologiczne, w oparciu o całą „wiedzę", jaką w tym przedmiocie dysponował ówczesny świat chrześcijański.
Aby przypomnieć O. Dyrektorowi i jego naiwnym sponsorom „konstrukcję” pieklą, pozwolę sobie najogólniej rzecz przedstawić. Piekło otóż ma kształt olbrzymiego leja znajdującego się pod powierzchnią ziemi, zwężającego się amfiteatralnie i dzielącego na 9 kręgów. W tych kręgach „rezydują" grzesznicy odpowiednio do rodzaju grzechów i związanej z nimi kary - im sroższa kara, tym głębiej.
Miota grzesznikami lodowaty wicher, grad. śnieg. Aż do dna piekieł, gdzie w lodowatej wodzie pływają zdrajcy. Tam w lodowatym jeziorku tkwi po ramiona Lucyfer, kąsający trzemu paszczami trzech największych zdrajców: Judasza, Brutusa i Kasjuszu („Piekło" powstało w 1314 roku. Nie bylu wówczas znana tzw. Ewangelia Judaszu, zaś pik Kukliński miał dziuluć za lat 700).
Doprawdy trudno te czynniki uznać za źródła ciepła. Inne kary, np. pływanie w rzece krwi czy szarpanie przez harpie, mają-charukter termicznie raczej obojętny
i nie wpływają nu bilans cieplny i ry oscyluje w okolicach 0 stopni Trudno się więc po piekle s| instytucja ta podzieliła się 5 ojeci których i wbrew obiegowym opini nic posiada. Ponadto struktur wkurzy do biak py, które - u\w i zasilą
B I