płodnych skojarzeń. Potężna nieświadoma siła skłania nas do ukrywania komunikatów, jakie niosą sny, w bardzo pomysłowy sposób. Sny nie tylko zawierają niejasne i mroczne symbole oraz treści zamaskowane na różne inne sposoby, ale są też ulotne: zapominamy je i nawet jeśli szybko zrobiliśmy notatki z tego, co nam się śniło, to nie będzie nic nadzwyczajnego w tym, że zapomnimy przynieść te notatki na następną sesję terapeutyczną.
Sny, które zawierają symbole reprezentujące nieświadome wyobrażenia, tak się wyróżniają, że Freud nazwał je via regia - królewską drogą do nieświadomości. Jednak, i jest to ważniejsze dla tematu, o którym tu piszę, sny są także via regia do zrozumienia relacji pomiędzy pacjentem a terapeutą. Przywiązuję szczególną uwagę do snów, które zawierają treści reprezentujące terapię lub terapeutę. Generalnie w miarę postępów terapii sny o niej zdarzają się coraz częściej.
Trzeba pamiętać, że sny są niemal w całości wizualne, że psychika w pewien sposób przyporządkowuje abstrakcyjnym pojęciom wyobrażenia wzrokowe. Dlatego terapia jest często opisywana właśnie jako zjawisko wizualne: jako podróż albo remont robiony w czyimś domu bądź odkrywcza wyprawa, podczas której człowiek znajduje wcześniej nieznane i nieużywane pokoje we własnym domu. Na przykład we śnie Ellen (opisanym wcześniej w tym rozdziale) jej wstyd został pokazany w postaci krwi menstruacyjnej przeciekającej przez ubranie u mnie w łazience, a niedowierzanie, że można na mnie polegać, znalazło wyraz w przekonaniu, że ją zlekceważyłem, nie przyszedłem pomóc i byłem zajęty rozmową z innymi. Następujący przypadek rzuca światło na problem ważny dla terapeutów zajmujących się pacjentami dotkniętymi lękiem przed śmiercią: na to, że sam terapeuta jest śmiertelny.
Mając 50 lat, Joan zgłosiła się na terapię z powodu uporczywego lęku przed śmiercią i nocnych ataków paniki. Pracowała systematycznie nad tymi problemami przez kilka tygodni, zanim jej nie obudził taki oto sen.
Jestem na spotkaniu z moim terapeutą (jestem pewna, że to ty, chociaż on tak naprawdę nie wygląda tak samo jak ty) i bawię się jakimiś ciasteczkami leżącym na dużym talerzu. Biorę kilka ciasteczek, odgryzam mały rożek każdego z nich, a potem łamię je na okruszki i rozcieram palcami. Wtedy terapeuta podnosi talerz, połyka wszystkie okruchy i ciasteczka jednym haustem. Po paru minutach pada na plecy i jest chory. Potem robi się coraz bardziej chory, zaczyna wyglądać, jakby pełzał, i wyrastają mu długie zielone pazury. Jego oczy zmieniają się na takie jakieś wampirowate, a nogi znikają. Larry (mąż Joan) wchodzi i pomaga, pociesza go. Jest w takich sprawach dużo lepszy ode mnie. Ja jestem zamrożona. Budzę się, serce mi wali, spędzam następnych kilka godzin ogarnięta obsesją śmierci.
- Jakie pomysły przychodzą ci do głowy w związku z tym snem, Joan?
- Hm, oczy jak u wampira i nogi wywołują wspomnienia. Pamiętasz, że odwiedziłam moją matkę kilka miesięcy temu, kiedy była już po wylewie. Przez tydzień była w śpiączce, a potem na krótko przed śmiercią otworzyły jej się oczy i wyglądały jak u wampira. Natomiast ojciec 20 lat wcześniej miał masywny wylew, po którym stracił władzę w nogach. Kilka ostatnich miesięcy życia spędził na wózku inwalidzkim.
- Powiedziałaś, że spędziłaś kilka godzin, obsesyjnie myśląc o śmierci, kiedy obudziłaś się z tego snu. Powiedz mi o wszystkim, co pamiętasz z tych godzin.
- Te same rzeczy, o których ci już opowiadałam: przerażenie związane z tym, że wpadam w czarną otchłań na zawsze, a później wielki smutek i żal, że już przestanę tu być dla swojej rodziny. To są sprawy, które ubiegłej nocy - jak mi się wydaje - wyrwały mnie ze snu. Zanim poszłam spać, oglądałam stare zdjęcia rodzinne i doszłam do wniosku, że mój ojciec, chociaż był taki okropny dla matki i dla nas, też miał swoje życie. To było prawie tak, jakbym to doceniła pierwszy raz w życiu. Może
227