własnych wyobrażeń. Planowanie takiego konceptu dla innych jest uparcie powtarzaną czynnością, której przyczyn należy dopatrywać się ostatecznie w obawie przez różnorodnością życia. Nasze fantazje o wszechwładzy opierają się o przypuszczenia, że istnieje jedna jedyna rzeczywistość i że my dorośli orientujemy się w niej o wiele lepiej niż dzieci.
Słowa rodziców: „Ja przecież chcę tylko twojego dobra” mogą stać się obciążeniem na całe życie.
W takim przypadku „bycie innym” przeradza się bardzo szybko w „bycie kimś gorszym”, ponieważ postępowanie, osobowość i poglądy życiowe odbiegają od „planów dobrych chęci” tych osób, które twierdzą, że kochają.
Bardzo często stwierdzam w poradni, że ludzie wychodzą z lękiem w stosunku do życia z takich rodzin, w których musieli się już bardzo wcześnie nauczyć być Jednoznacznymi”, to znaczy realizować w swoim życiu wyłącznie jeden biegun. Pragnienie autonomii tłamszone było już w pierwszych latach życia, ponieważ matka albo ojciec bardzo bali się o dziecko i pragnęli wyłącznie jego dobra. Jest to strach, który najczęściej związany jest z własnymi obawami w życiu.
Jeżeli dziecko mimo wszystko wyjdzie „w świat” i rozwija swoje własne skrzydła, wtedy istnieje niebezpieczeństwo, że jeden z rodziców zareaguje groźbą ustania jego miłości do dziecka, zaczyna chorować albo nawet wygłasza pogróżki, że je opuści. Winy tej dziecko nie może wziąć na siebie i dlatego też albo samo zaczyna chorować i tym samym nie jest w stanie „wysoko latać”, albo też podcina sobie samo skrzydła poprzez nabycie lęków w stosunku do dalszego rozwoju. Ukryty przekaz, skierowany do matki, może brzmieć: „Ja to robię tylko dla ciebie, dla nas, abyś znowu była dla mnie dobra”. Jednakże napięcie dwubieguno-wości tylko pozornie znikło z życia dziecka. Pragnienie przywiązania i strach matki lub ojca przed usamodzielnieniem się dziecka chwilowo zwyciężyły. Potrzeba autonomii dziecka będzie szukała w przyszłości innych możliwości. Może objawiać się to w formie rzucających się w oczy zachowań albo agresywnych prób usamodzielnienia się. Psychiczne zaburzenia różnego rodzaju oraz psychosomatyczne choroby, które mogą wystąpić dopiero w późniejszym wieku, są wskazówką na zaniedbywane bieguny naszego życia. Nie jest to przypadkiem, że kobiety mają częściej trudności z wykorzystywaniem swoich skrzydeł, ponieważ ich socjalizacja odróżnia się jeszcze dzisiaj od socjalizacji mężczyzn. Młodzi chłopcy mają więcej szans wczesnego odłączenia się od matki i wstąpienia na własną drogę. Wolno im szarpać się, szaleć, wrzeszczeć i brudzić się, podczas gdy dziewczynki wciąż jeszcze wychowywane są z orientacją na wewnętrzne wartości, na „gniazdo” i rodzinę. Z tego też powodu byłoby to wzbogacenie dla rozwoju obu płci, gdyby dziewczynki i chłopcy mieli jednakowe szanse i mogli się nauczyć żyć z dwubiegunowością korzeni i skrzydeł.
Dziecko, skazane na miłość i bliskość osoby, która jest dla niego punktem odniesienia, bardzo szybko czuje: „Nie jestem dobry taki, jaki jestem. Abym w dalszym ciągu był kochany i akceptowany, muszę stać się takim, jakim chcą mnie mieć inni, robić to, czego ode mnie oczekują”. Zaczyna się proces dopasowania. Jeżeli przesadna troska, nadopie-kuńczość, pragnienie rodziców, by doświadczyć poprzez dziecko akceptacji, władzy, pocieszenia lub urozmaicenia w życiu codziennym określają ich stosunek do dziecka i deklarowane są jako miłość, wtedy dorastający człowiek nie jest w stanie prowadzić własnego życia. Z badań psychologii głębi znane jest to, jak szybko dzieci pozwalają się wtłoczyć w rolę pomocnika, zastępczego partnera albo pocieszyciela, aby sprostać emocjonalnym wymaganiom rodziców.
Rozwój ten można obserwować częściej u jedynaków. Jeżeli dzieci służą za zastępczego partnera albo mają urzeczywistniać marzenia rodziców, wtedy nie potrzebna jest ich indywidualność, lecz zdolność dopasowania się i ich funkcja w systemie rodzinnym, polegająca na zachowaniu równowagi.
Poprzez ograniczającą, pozorną miłość dzieci sztucznie utrzymywane są w zależności i nie mogą artykułować swoich potrzeb i pragnień. Miłość, która nie toleruje sprzeciwu, uniemożliwia rozwijanie się żywych uczuć oraz indywidualnego myślenia i działania. Nie pozwala ona na to, by człowiek samodzielnie korzystał ze swoich skrzydeł i nauczył się latać.
Chartlott Gerber pisze w swojej autobiografii pod tytułem „Historia wstrząsającego mieszczańskiego dzieciństwa” następujące słowa na ten temat:
*** „Była ona więc pożerającą swoje dzieci matką, jak wiele innych wychwalanych przez społeczeństwo kobiet. Nie mogą one przestać
— 45 —