ich coś złego) za sytuację bardziej zagrażającą (trudniejszą) niż taka, w której czas pojawienia się stresora jest znany. Ludzie zazwyczaj wolą krótki czas oczekiwania, albo też natychmiastowe wystąpienie jakiegoś zdarzenia („jeśli coś ma się stać, to lepiej niech się stanie od razu”). Poza tym preferują zdarzenie zapowiedziane od niezapowiedzianego („zaskakującego”, „nagłego”). Takie zdarzenie powoduje zwykle silniejszą reakcję stresową niż zdarzenie uprzednio zapowiedziane. Na przykład, jakaś nagła niedobra wiadomość wywołuje silniejszy stres, niż taka sama wiadomość, której jednak spodziewaliśmy się. Interesujący jest również wpływ wcześniejszej informacji na ocenę siły eksponowanego bodźca. Jeśli ludziom sugeruje się uprzednio, że zastosowany bodziec będzie bardzo nieprzyjemny, to wtedy skłonni są oceniać go jako bardziej łagodny niż był w rzeczywistości, natomiast osoby, którym wcześniej podawano informację niezagrażającą spostrzegały ten sam bodziec jako znacznie silniejszy niż był rzeczywiście. Warto zauważyć, że w życiu codziennym możemy odnaleźć przykłady tego rodzaju zależności. Jeżeli przed egzaminem ktoś nas „straszy" egzaminatorem, to potem jesteśmy skłonni uważać, że nie był on taki groźny i odwrotnie, kiedy opisują nam egzaminatora jako w miarę łagodnego, to po egzaminie bywamy skłonni uznać go raczej za surowszego niż był w rzeczywistości. Tak więc wcześniejsze nastawienie może mieć wpływ na to, czy określony bodziec (lub sytuację) spostrzegamy i oceniamy jako bardziej czy mniej stresujący.
W życiu każdego z nas zdarzają się takie sytuacje, w których zmuszeni jesteśmy czekać na coś, co wiąże się z przykrymi pobudzeniem emocjonalnym (na przykład oczekujemy na wizytę u stomatologa). W tym czasie coś dzieje się w naszym organizmie: najpierw pojawia się silny niepokój, po jakimś czasie przekonanie, że taka wizyta to przecież nic strasznego i jakoś sobie z tym problemem poradzimy, ale w miarę zbliżania się terminu wizyty napięcie znów wzrasta. W starym, ale niemal klasycznym już eksperymencie przeprowadzonym przez A. Monata, J.R. Averilla i R.S. Laza-rusa osoby badane oczekiwały przez 3 minuty na „uderzenie” bodźcem elektrycznym (według autorów badania trzy minuty to wystarczający czas do tego, aby wypracować jakąś strategię radzenia sobie ze stresem). W tym czasie mierzono u nich tętno i poziom przewodnictwa elektrycznego skóry (jest to jeden z często stosowanych wskaźników dla oceny poziomu pobudzenia emocjonalnego).
Po początkowym wzroście szybkości tętna i przewodnictwa skóry następował ich powolny spadek, a następnie ponowny wzrost, który osiągnął wartość maksymalną tuż przed zadziałaniem bodźca elektrycznego. Wynik ten można zinterpretować w taki sposób: początek badania związany jest ze wzrostem pobudzenia emocjonalngo człowieka, który znalazł się w nowej sytuacji i nie „oswoił się” jeszcze z warunkami badania, po pewnym czasie napięcie obniża się, a następnie znów wzrasta, ponieważ badany zdaje sobie sprawę z tego, że za chwilę zdarzy się coś niedobrego (ponowny wzrost pobudzenia wiąże sie bezpośrednio z mającym pojawić się przykrym bodźcem). Można tę sytuację przyrównać do tej, kiedy człowiek przychodzi do poczekalni gabinetu stomatologicznego przed wyznaczonym czasem wizyty. Pobudzenie pacjenta na początku jest duże. Wie on, że nic „dobrego” go nie czeka, a wygląd otoczenia potwierdza jego obawy. Po pewnym czasie napięcie słabnie (prawdopodobnie człowiek jakoś zinterpretował sytuację, „oswoił się z nią”, być może wpadł na pomysł, że „w razie czego” ucieknie z gabinetu pod jakimś pretekstem). Bezpośrednio przed wejściem pacjenta do gabinetu, napięcie w nim znowu wzrasta, gdyż zdaje on sobie sprawę z pewnej nieuchronności tego, co go czeka za drzwiami. W takich sytuacjach uwaga ludzi koncentruje się często na odgłosach dochodzących zza
45