białych i czarnych, nowych emigrantów i ustabilizowane grupy etniczne. milczące większości i hałaśliwe mniejszości. Nie widzieli żadnej różnicy między Kennedym a Nbtpnem, lecz utożsamiali się z kampusem w Berkeley, Angelą Davis, Joan Baez i Bobem Dylanem w pierwszym wydaniu.
Trudno określić naturę ich mitu amerykańskiego: w jakiś sposób chodziło o wykorzystanie i recycling kawałków amerykańskiej rzeczywistości; Portoiykańczycy, kultura underground, zen, komiksy już bez zwłoszczonych imion, a więc nie Mio Mao (Felix the Cat), lecz Fritz the Kat, nie Walt Disney, lecz Crumbs. Kochali Charlie Browna, Humphreya Bogarta, Johna Cage’a. Nie kreślę tu obrazu żadnego konkretnego ruchu politycznego między 1968 a 1977 rokiem. Wywołuję raczej zdjęcie rentgenowskie, odkrywając coś, co tkwiło nadal pod maską maoisty, leninisty, wielbiciela Che Guevary. Wiem, że jest to zdjęcie czegoś realnego, bo to coś wybuchło w 1977 roku i później. Ówczesny bunt studencki przypominał raczej rozruchy w czarnych gettach niż atak na Pałac Zimowy. Podejrzewam nawet, że ukrytym wzorcem Czerwonych Brygad, oczywiście nieuświadomionym, była „Rodzina” Mansona.
Nie mogę naturalnie mówić o obecnym pokoleniu z takim samym olimpijskim dystansem, z jakim mówiłem o pokoleniu z lat trzydziestych. Usiłuję jedynie wyabstrahować z dzisiejszego zamętu model wizerunku-mitu amerykańskiego. Wymyślonego podobnie jak poprzednie, będącego skutkiem kreolizacji.
To nie jest już przedmiot marzeń, ponieważ do Stanów można dotrzeć za niewielką sumę dzięki Icelandic Airways.
Nowy Roberto był może w 1968 roku członkiem jakiejś grupy maoistowsko-leninowskiej, rzucał koktajle Mołotowa na konsulat amerykański w 1970, kostki porfiru w stronę policji w 1972, a w 1977 - w szybę wystawową komunistycznej księgami. W 1978 roku nie uległ pokusie dołączenia do któregoś z ugrupowań terrorystycznych, zebra! trochę pieniędzy i poleciał do Kalifornii, aby zostać prawdopodobnie ekologicznym rewolucjonistą lub rewolucyjnym ekologiem. Ameryka stała się dla niego już nie obrazem przyszłej odnowy, lecz miejscem, gdzie można lizać rany i znaleźć pociechę po śmierci marzenia (albo marzenia uznanego być może przedwcześnie za umarłe). Ameryka nie oznacza już alternatywnej ideologii, lec/, koniec ideologii. Otrzymał z łatwością wizę. ponieważ faktycznie nigdy nie należał do żadnej z partii historycznej lewicy. Gdyby żyli jeszcze Pavese i Vittorini, wizy by nie dostali, ponieważ oni, twórcy naszego amerykańskiego marzenia, musieliby w konsularnym formularzu wpisać „tak” w odpowiedzi na pytanie, czy należeli kiedykolwiek do partii zamierzających obalić porządek społeczny w Stanach. Biurokracja amerykańska to nie marzenie. Najwyżej koszmar.
Czy jest jakiś morał w tej opowiedzianej przeze mnie historii? Żaden albo wiele. Aby zrozumieć stosunek Włochów do Ameryki, a szczególnie Włochów nastawionych antyamerykańsko, muszą państwo wziąć pod uwagę również Americana i to, co działo się w tamtych latach, w których lewicowi Włosi marzyli o towarzyszu Samie i wskazując palcem na jego wizerunek mówili: I want you.
przełożyła Joanna Ugniewska
1 Początkowo byt to referat wygłoszony na kongresie w Columbia Univcrsity, który odbyt się w styczniu 1980 na lemat „Wizerunek Ameryki we Włoszech i wizerunek Wioch w Ameryce”. Następnie został opublikowany jako Mir amerykański trzech pokoleń nastawionych antyamerykańsko w „Comunicazione di massa", 3/1980, a później dołączony do tomu wydanego w Latcrza 1984 pt. La riscoperta dctlAmerica, autorstwa Eca, Cesaranie-gó, Placida. Pierwotny referat adresowany był do słuchaczy amerykańskich, co wyjaśnia liczne informacje dotyczące niektórych włoskich postaci jak Vittorio Mussolini czy Vittorini