284
Rozdział siedemnasty
sWemu przyjacielowi, Franc Vouloir.64 Równie osobliwie brzmi dla nas
i to, że poeta każe od czasu do czasu wypowiadać głębokie prawdy postaciom takim, jak Folie i Dćsir, czego właściwie powinni byśmy oczekiwać cd strony przeciwnej.65
Tu, jak i w ogóle często przy tekstach średniowiecznych, narzuca się pytanie: czy poeta z całą powagę wierzył w to, co zachwalał? Podobnie też można by zapytać: czy Jean Petit i jego burgundzcy patroni rzeczywiście wierzyli w te wszystkie okropności, którymi plamili pamięć Or-loańczy ka? Albo wreszcie: czy książęta i szlachta brali na serio całą tę cudaczną fantastykę i aktorstwo, którymi ozdabiali swe śluby i plany wojenne? Jest rzeczą niesłychanie trudną dokonać w dziedzinie myśli średniowiecznej wyraźnego rozgraniczenia pomiędzy tym, co poważne, i zabawą, pomiędzy rzeczywistym przekonaniem i tą postawą umysłu, którą Anglicy nazywają prelending, postawą bawiącego się dziecka, która zajmuje ważne miejsce również w kulturze prymitywnej66 i której nie zdołamy określić dostatecznie trafnie ani mianem gry, ani też mianem udawania.
Pomieszanie powagi i zabawy charakteryzuje obyczaje w najprzeróżniejszych dziedzinach egzystencji. Przede wszystkim wojna stwarza okazję do pojawienia się pierwiastka komicznego: przypomnijmy szyderstwa oblężonych z wroga, które często musieli krwawo odpokutować. Mieszkańcy miasta Mesux przyprowadzają osia na mury, aby wyśmiać króla Anglii, Henryka V; mieszkańcy Condć powiadają, że nie mogą się jeszcze poddać, ponieważ są zajęci pieczeniem wielkanocnych placków; w Monte rau, kiedy odzywają się działa oblegających, mieszczanie na rauraeh strzepują pył ze swych czapek.67 Po podobnych zjawisk należy urządzenie obozu wojennego Karola śmiałego pod Neuss na kształt wielkiego jarmarku; szlachta p~r plaisance (dla zabawy) każe wznosić swoje namioty w formie kasztel ów, z galeriami i ogrodami; organizuje się tam także różnego rodzaju rozrywki.63
W jednej zwłaszcza dziedzinie, mianowicie w koszmarnym kręgu wiary w diabła i czarownice, szczególnie przykre wrażenie budzi zaprawianie szyderstwem najpoważniejszych sytuacji. Jeśli nawet fantastyka diabelska bezpośrednio tkwiła swymi korzeniami w głębokim lęku i z niego czerpała swe soki, to przecież również i tu naiwna wyobraźnia tak bardzo po dziecinnemu zabarwiała owe postaci i tak z nimi spoufalała umysły, że przestawały one niejednokrotnie budzić grozę. Nie tylko w literaturze diabeł występował jako figura komiczna; nawet w straszliwej powadze procesów o czary orszak szatański pojawiał się często w stylu Hieronima Boscha, a piekielne, nasycone siarką powietrze mieszało się z farsowymi bździnami. Diabły, które pod wodzą swych naczelników Tahu i Corgiasza pobudziły do buntu cały klasztor żeński, nosiły imiona „zupełnie harmo-
nizujące z nazwami świeckich części garderoby, instrumentów muzycznych i zabaw owego czasu, jak np. Pantoufle, Courtaulx i Mornif!e”,B9
Wiek XV można nazwać po prostu stuleciem prześladowania czarownic. Ten sam okres, który dla nas oznacza koniec Średniowiecza i zwiastuje radosną perspektywę rozkwitającego humanizmu, ten sam okres przypie-czętowuje przez Mulleus malejicarum i bullę Snwimis desideranlcs (1487 i 1484) systematyczne opracowywanie rytuałów obłędnych polowań na czarownice, owego straszliwego wybryku myśli średniowiecznej, Ani humanizm, ani reformacja nie oparły się temu szaleństwu; czyż to nie humanista Jean Bodin jeszcze w drugiej połowie XVI wieku dostarczał w swej Dćmonomauie najobfitszej i najuczeńszej strawy dla szalu prześladowań? Nowa epoka i nowa nauka nie od razu odepchnęły od siebie potworności związane z prześladowaniem czarownic. Z drugiej zaś strony, już w wieku XV pojawiały się znacznie bardziej umiarkowane poglądy na temat czarów niż te, które pod koniec XVI stulecia głosił lekarz z Gel-der, Jan Wier.
W stosunku do zabobonu związanego z czarami i czarownicami postawa umysłowości z późnego Średniowiecza jest jednak nieokreślona i chwiejna. Epoka ta nie była bowiem tak beznadziejnie wydana na lup wszelkim omamieniom i obłędom, jakby się tego można było spodziewać, sądząc po powszechnej łatwowierności i braku krytycyzmu. Istnieje wiAe świadectw pojawiających się wątpliwości i prób racjonalnego pojmowania zjawisk. Zarazem jednak ciągle tworzą się coraz to nowe ogniska deino-nomanii, w których zło wybucha i utwierdza się niekiedy na czas dłuższy. Istniały typowe krainy czarów i czarownic, przeważnie były to okolico górskie: Sabaudia, Szwajcaria, Lotaryngia, Szkocja. Lecz także i gdzie indziej występowały owe epidemie. Około roku 1400 nawet dwór francuski. był takim ogniskiem czarów. Jakiś kaznodzieja upomina szlachtę dworską, że musi ona uważać, w przeciwnym bowiem razie zamiast „stare czarownice” pocznie się mówić „szlachetni czarownicy”.70 Szczególnie atmosfera panująca wokół Ludwika Orleańskiego nasycona była sztukami diabelskimi; pod tym względem oskarżenia i podejrzenia, jakie głosił Jean Petit, nie były zupełnie bezzasadne. Przyjaciel i doradca Orleańczyka, stary Filip de Mćzieres, który u Burgundczykćw uchodził za ukrytego sprawcę wszj^stkieh tych niegodnych czynów, sam opowiada, jak swego czasu nauczył się u pewnego Hiszpana sztuki czarnoksięskiej i ile trudu kosztowało go, aby na nowo usunąć z pamięci tę zgubną umiejętność. Jeszcze w dziesięć czy dwanaście lat po opuszczeniu Hiszpanii „nie mógł z własnej woli wyrwać ze swego serca owych znaków i ich działania przeciw Bogu” n, aż wreszcie dobroć boża spłynęła na niego przez spowiedź i natchnęła go siłą oporu wobec „tej wielkiej głupoty, która jest wrogiem duszy chrześcijańskiej”.72 Mistrzów czarnoksięstwa poszukiwano z u po-