na niej ludzi. Uważać, że zna się wszystkich, byłoby zarozumialstwem, jedno życie to o wiele na taką znajomość za mało.
Chcąc poprawić mu nastrój, zapytałem, czy zwiedził inne jeszcze planety, zanim trafił na naszą.
- Dwie - odparł. - A na pierwszej odkryłem różę.
Był to asteroid średnich rozmiarów, większy od jego planetki, jednak nie na tyle, by nie dać się obejść dokoła piechotą. Dwukolorowa linia dzieliła go w samym środku i na tej właśnie linii rosła róża.
Ledwie Mały Książę stanął na ziemi, zatrzymał go człowiek ubrany na zielono od stóp do głów.
- Stój! Zielony czy czerwony? - zapytał tonem nie znoszącym sprzeciwu, kierując w jego stronę metalową rurę.
Myśląc, że pytanie dotyczy stroju pytającego, Mały Książę odpowiedział: „zielony”.
Uśmiech rozpromienił twarz Zielonego, który opuścił swoją rurę.
- Przykro mi, kolego. Wybacz, ale ostrożność jest matką bezpieczeństwa. Zmyliło mnie twoje zamaskowane ubranie.
Mały Książę przyjrzał się sobie. Był w ubranku i pelerynie, które wkładał, udając się w podróż.
i
Zielony zauważył skrzynkę i jego spojrzenie nabrało ostrości.
- Co tu ukrywasz?
- Baranka.
Rura podniosła się wyraźnie.
- Aha! Jakiego koloru?
Mały Książę roześmiał się serdecznie.
- Białego! A jakiego mógłby być?
- Ha, ha! Jestem głupi - roześmiał się z kolei Zielony, choć trochę nieszczerze. - W porządku.
- A ty co tu masz? - zapytał Mały Książę, wskazując na przedmiot, który dziwna osobistość trzymała w ręce.
- Strzelbę na łowy, rzecz prosta.
Odpowiedź zachwyciła Małego Księcia. „Nareszcie łowca”, ucieszył się.
- Łowisz tygrysy?
- Tygrysy? Nie. Czerwoni mi wystarczą.
Mały Książę wzruszył z rozczarowaniem ramionami. Czy nigdy mu się nie uda?
- Chodźmy, muszę sprawdzić granicę.
Przez pewien czas szli w milczeniu wzdłuż
zielonej i czerwonej linii, aż ukazała się róża.
Była to młodziutka róża, ze skromności i nieśmiałości ukryta jeszcze w pączku. Zielony rzucił na nią podejrzliwe spojrzenie.
- Twoim zdaniem, kolego, zielone to czy czerwone?
- Nigdy nie widziałem zielonej róży - wyznał
57