2
drugi brat, pożarnik, i siostra, których też osobiście poznałem, byli Polakami.
W Berlinie nie próżnował, lecz zajmował się naszemi szkółkami i został członkiem „Towarzystwa Polskich Przemysłowców”, gdzie go nawet na. najbliższem walnem zebraniu po Nowym Roku przewodniczącym obrano, który to obowiązek sprawował tylko do maja, gdyż sezon kąpielowy w Sopotach się zaczynał, dokąd wrócić musiał. Później już do Berlina na dłuższy pobyt nie przyjeżdżał, tylko od czasu do czasu.
Ponieważ wskutek mego fizycznego niedomagania musiałem co lato wyjeżdżać na odpoczynek, więc jeździłem przez parę lat do Sopot, lokując się po znajomości naturalnie w „Domu Polskim”, jak również i dlatego, by być pomiędzy swoimi, gdyż obcych tam nie przyjmowano. Miałem więc sposobność poznania Kulerskiego zbliska i spostrzegłem wnet jego ujemne strony, które nawet z powagą tego domu nie licowały. Już wtedy było można spostrzec u niego początki pańskich manier i „wielkości”, które mu później tak do głowy poszły. Nawet służba była co do jego osoby w tym kierunku wytresowana, z czego na uboczu się naigrawała. Robiłem mu z tego powodu odpowiednie uwagi, które aczkolwiek je odemnie przyjmował, pozostawały jednak bez skutku.
Wkrótce potem wpadł Kulerski na wcale dobry pomysł założenia w Grudziądzu polskiej gazety, gdzie było największe na Pomorzu gniazdo szerszeni hakatystycznych, ze sławetnym „Geselligerem” na czele. Była to z jego strony odwaga i materialne ryzyko, lecz mu to imponowało, że właśnie tam zakłada. Skąd na założenie gazety potrzebne fundusze wziął, tego nie wiem, lecz przypuszczam, że już tyle na „Domu Polskim” zarobił.
W celu zareklamowania gazety napisał odezwę do społeczeństwa polskiego, którą przed wydrukowaniem dał mi podczas mego wypoczynku w Sopotach do przejrzenia. Była napisana dobrze i niepotrzebabybyło w niej nic zmienić. Gazecie dał umyślnie nazwę „Grudziądzka”, na przekorę „Gesel-ligerowi”, który był zdania, że w Grudziądzu, w jego fortecy, żadna polska gazeta nie powinna się ośmielić powstać, a tem-bardziej się utrzymać. Kulerski wydawał gazetę trzy razy w tygodniu, z dodatkami dla rolników, robotników i dzieci.
W wydaniu gazety miał ten cel, by pracować na niwie dziennikarskiej przeciwko wówczas rozwielmożnionemu ha-katyzmowi, i to przez uświadamianie naszego ludu pod względem narodowym i społecznym, no i pewnie dlatego, żeby zyskać wpływ polityczny w społeczeństwie naszem, który mu się mógł W każdym razie przydać. Naturalnie z powodu naszej znajomości i ja jako Pomorzanin, byłem jednym z pierwszych jego abonentów, wskutek czego mogłem rozwój gazety tej śledzić.
Widocznie „Gazeta Grudziądzka” od razu zyskała powodzenie, bó nie tylko się ostała, lecz coraz więcej abonentów przybywało, tak, że z biegiem czasu, po kilkunastu latach, do niebywałej liczby w naszych ówczesnych warunkach doprowadziła, bo aż dO 134-tysięcy. O tak wysokiej liczbie abonentów sam Kulerski przy zakładaniu gazety nie marzył. Abono-waiio „Grudziądzką” nie tylko na Pomorzu, ale i w Poznań-sldem, na Górnym Śląsku, na wychodźtwie w Niemczech, a nawet do Małopolski docierała. Przez pewien czas miała w Westfalii więcej abonentów od wychodzącego tam „Wiarusa”, a W Berlinie niż „Dziennik Berliński”. Gdyby w Królestwie była miała debit, to z pewnościąby z powodu sąsiedztwa z Pomorzem liczba czytelników o wiele tysięcy się powiększyła.
Czytał ją lud wiejski jak i mieszczanie i przysięgali na nią. Co ona pisała, to było dla nich świętą prawdą, gdyż to przecież „Grudziądzka” tak napisała.