pewnych wahaniach doda on, że także ten, ikto nie popełnił tego zła, lecz tylko uświadomił sobie, że miał zamiar je popełnić, może się uważać za winnego, a wtedy zadamy sobie pytanie, dlaczego tu sam zamiar równoważny jest spełnieniu czynu. W obu przypadkach trzeba jednak założyć, iż zło jest czymś nie do przyjęcia, czymś, czego nie należy popełniać- Jak doszliśmy do tej decyzji? Należy odrzucić istnienie pierwotnej, jeśli można tak powiedzieć — naturalnej — zdolności rozróżniania między dobrem a złem. Zło często bynajmniej nie jest czymś szkodliwym czy niebezpiecznym dla ego; przeciwnie — bywa także czymś pożądanym i sprawiającym mu zadowolenie. Tu więc przejawia się pewien obcy wpływ, który określa, co powinniśmy nazywać dobrem i złem. Ponieważ własne odczucie nie zaprowadziłoby wszystkich ludzi na tę samą drogę, przeto każdy człowiek musi posiadać jakiś motyw, dla którego poddaje się on temu obcemu wpływowi. Motyw ten można łatwo odkryć w bezradności człowieka i w jego zależności od innych ludzi; najlepiej można go określić jako lęk przed utratą miłości. Jeśli człowiek utraci miłość innych ludzi, od których jest zależny, to traci on także ochronę przed licznymi niebezpieczeństwami, a przede wszystkim naraża się na niebezpieczeństwo, że silniejsi od niego dowiodą mu swej wyższości karząc go. Złem więc jest pierwotnie to, co grozi człowiekowi utratą miłości; trzeba go unikać z obawy przed tą utratą. Dlatego też mało istotne jest, czy popełniliśmy już zło, czy też dopiero chcemy je popełnić; w obu przypadkach niebezpieczeństwo pojawia się dopiero wtedy, kiedy odkrywa je jakiś autorytet.
Stan ten nazywamy „nieczystym sumieniem”, ale właściwie nie zasługuje on na tę nazwę, albowiem na tym stopniu poczucie winy jest oczywiście tylko lękiem przed utratą miłości, lękiem „społecznym”. U małego dziecka nigdy nie może ono być czymś innym, ale także u wielu dorosłych nie zmienia się ono nawet wtedy, kiedy w ich życiu miejsce ojca czy obojga rodziców zajmuje większe społeczeństwo ludzkie. Dlatego też dorośli pozwalają sobie z reguły popełniać zło, iktóre obiecuje im korzyści czy przyjemności, jeśli tylko są pewni, że jakiś autorytet się o tym nie dowie lub też, że nie może im zaszkodzić, i ich lęk dotyczy wyłącznie odkrycia ich uczynków 24. Z tym stanem rzeczy społeczeństwo naszych czasów musi się powszechnie liczyć.
Do wielkiej zmiany sytuacji dochodzi dopiero wtedy, kiedy autorytet zostaje „uwewnętrzniony” przez powstanie superego. Tym samym zjawiska „sumienippodobne” zostają podniesione na wyższy stopień; w gruncie rzeczy dopiero wtedy można mówić o sumieniu i poczuciu winy 25. Teraz znika także lęk przed odkryciem złych czynów i niknie różnica między złym działaniem a pragnieniem zła, albowiem przed superego nic się nie może ukryć, także i myśli. W istocie cała sytuacja traci charakter poważny, bowiem nowy autorytet, superego nie ma naszym zdaniem żadnego powodu, aby źle traktować ego, z którym jest wewnętrznie związane. Ale wpływ przeszłości, która pozwala trwać dalej temu, co minione i przezwyciężone, przejawia się w tym, że w gruncie rzeczy wszystko przedstawia się dalej tak samo, jak przedstawiało się na początku. Superego dręczy grzeszne ego za pomocą tych samych lęków i czyha na sposobność, aby spowodować ukaranie go przez świat zewnętrzny.
Na tym drugim stopniu rozwoju sumienie przejawia pewną właściwość, która obca była mu na pierwszym stopniu i którą niełatwo już jest wyjaśnić. Zachowuje się ono mianowicie tym bardziej surowo i nieufnie, im cnotliwszy jest człowiek, tak że w końcu właśnie ci, którzy najdalej zaszli w świętości, obwiniają się o najcięższe grzechy. Cnota traci przy tym część przyrzeczonej jej nagrody, uległe i powściągliwe ego nie cieszy się zaufaniem swego mentora i stara się — jak się zdaje nadaremnie — pozyskać je. Teraz możemy spotkać się z zarzutem, że wszystko, co powiedzieliśmy, są to sztucznie spreparowane trudności. Silniejsze i bardziej czujne sumienie jest właśnie cechą charakterystyczną człowieka moralnego, i jeśli święci twierdzą, że są grzesznikami, to czynią to nie bez racji powołując się na pokusę za-
24 Przypomnijmy sobie sławnego Mandaryna Rousseaua!
25 Każdy rozumny człowiek pojmie i weźmie pod uwagę fakt, że w tym pobieżnym przedstawieniu ostro wyróżniamy to, co w rzeczywistości przebiega w formie płynnych procesów, i że nie chodzi tu jedynie o istnienie superego, lecz także o jego relatywną siłę i sferę wpływu. Wszystko, co powiedzieliśmy dotychczas o sumieniu i winie, jest przecież powszechnie znane i prawie niezaprzeczalne.
295