może - w każdym razie rzeczy najgorszych - usiłowałem niezręcznie odwieść go od zamiaru, którego mógłby potem żałować.
- A tygrys? - mówiłem.
- Niepokoisz się o mnie. Nie trzeba - pocieszał mnie, odgadując moją myśl. Ziarnko piasku często zdaje się urastać do wysokości góry. Zawiłe sprawy są mniej zawiłe, niż się myśli* i potrafią znikać dziwnie, jak zaczarowane, kiedy rozwiązanie pojawia się cudem w najmniej oczekiwanej chwili.
- Ale twój baranek?
Przelatujący anioł powiedział mi, że w tej przynajmniej sprawie miałem rację.
- To prawda. Jeśli zabiorę baranka ze sobą, a tygrys go rozszarpie, będę żałował do końca życia, że nie potrafiłem go uchronić, tak jak chciałem uchronić różę.
I poprosił mnie o coś, na co przystałem chętnie.
Czarodziejska chwila. Zapadła noc i umierające fale składały u naszych stóp ofiarę ze srebra złączonego z odbłyskami niezliczonych gwiazd, które zimnymi ogniami przebijały hebanowe sklepienie. Słodki spokój schodził na tę wyspę na końcu świata, gdzie zrządzeniem losu znalazły się dwie istoty tak różne i tak podobne zarazem.
Położyliśmy się pod liściastymi gałęziami palmy.
Przysiągłem sobie, że będę miał oczy otwarte na wszystko, co się zdarzy, nie mogłem się bowiem uwolnić od złowieszczego przeczucia. Nie dlatego, bym wierzył w podróże międzygwiezdne, którymi Mały Książę bawił mnie ostatnio rozsądek pozwalał mi w nich widzieć tylko uczone wymysły i dywagacje wyobraźni. Ale rozczarowanie, którym tchnęły ostatnie uwagi Małego Księcia, wzbudziły we mnie niepokój. Szum wiatru w palmach i szmer wody łączącej się piaskiem zwyciężyły jednak moje chwalebne intencje - i usnąłem.
Kiedy obudziłem się następnego ranka, trzeba mi było powrócić do mojej pierwotnej roli samotnego rozbitka.
Na próżno przeszukałem całą wyspę od góry do dołu - jakkolwiek śmieszne może się wydać takie określenie w podobnym miejscu - nie znalazłem najmniejszego śladu Małego Księcia. Obawiając się, że uciekł wpław z tego więzienia o płynnych murach, obszedłem całą płytką wodę dokoła.
I wtedy, zanurzony do pasa, rozpoznałem sylwetkę „Skipskjelena” płynącego w moją stronę.
Kapitan przysiągł sobie, że dotrze do mnie za wszelką cenę, choćby miał poświęcić resztę życia na zbadanie archipelagu raf i atoli rozsianych na Pacyfiku. Teraz bez najmniejszego trudu dojrzał
77