Od $ifakeąmĘŚ’a do Si^pira
193
Albo tak:
Mój! sy|8lp-«fcMai(y!
...grzany iisdl^silią ś|f.na, -.
^|pi Bękarta;, ^ofnąl; Alenęona,
Burgundię — pycha Franki poskromiona;
.. ;^jj|fc ocalałeś. \^ś(3eMfeaQ Bękarta,
co ci, mój chło.pci^i3 ,'lilp^ krwi i^czy|^i ^ftąjiera na stębte* Cfite na qoą.>- krwią $rpęzjp|, wtedy ||p§|pł: „fjieszanko nic y?arta --n|fcfl||z pogidą - żęś pośród : gbtńbisy, rozlał krew moją, -kie^i§|stą Talho%»j, tnąc megoAypa dzielne^,!- Wjftd&fą'. ;
Pędzę; jpB, Bękart Bogu zwierza dusa^* -gdy przyjdzie dtsięcz. mi zgryzota,
nisj^ ci słab§| J$|n? Toż mi $|p zwierzaj)
takie kwiatki, „bo mi zgryzota” po przeczytaniu i czuję się „wyjuszony” na i przez tłumacza. Ale daję przy tym słowo honoru, że tom Henryka VI w przekładzie Drozdowskiego otwarłem na chybił trafił w dwóch miejscach i przytoczyłem dwa fragmenty, na które przypadkowo padło moje spojrzenie. Nie wiem, czy te wyimki w jakiejkolwiek mierze są reprezentatywne dla całości przekładu, nie wiem, czy jest w nich rzeczywiście cokolwiek z „ducha, melodii, napięcia” oryginału. Wiem jedno: że kiedy je czytam, prawie nic z nich nie rozumiem. I że gdybym usłyszał je ze sceny, rozumiałbym jeszcze mniej. A przecież teoretyczne założenia Drozdowskiego są godne pochwały i gorącego poparcia!
W tym właśnie cały problem. Teoretycznie wszyscy wiemy bardzo dobrze, jaki powinien być polski Szekspir. Cogtewien czas tłumacz «l|feia z hałasem i trza-skani^jgjdrzwia||i do.dys^^p|anego klubu poprzedników ii# zamaszystą gestykulacją, strącajgfeprzy okazji postumentu jedną, czy drugą starożytu4>WW^fwygłasza dłuższą perorę na ten^Śt&at. Starsi >ćfe®łtóffl(i^^tygU w pełnychi|tijp®ifto pozach, popatrują na ironią: nmwfly „Jttóstak, wyobraża sobie, że odferył 'Amerykę! Czyż każdy
z naś jń&s&.jaf swoim czasie podobnych zasad?' Gzy nie wiedzieli, że
wgifzekładach z Szekspirajniechodzi*'o martwi łfterę/ alei @ ^duchatfnelodię, napięcie”? A może frff%k, młody człowieku, postarał się najpierw wcielić w życie te piękne zasady w swoich własnych tłumaczeniach, a dopiero potem teoretyzował?
Przeczuwając to zabójcze pytanie, wolałem w moich własnych podejściach do Szekspira zacząć od praktyki. Siedem przekładów, z których do tej pory trzy przeszły przez próbę scenyMSA jak słyszę, jakoś tam w tej próbie się sprawdziły - to zapewne wciąż jeszcze nie wystarczająca podstawa do formowania jakiejś ogólnej teorii tłumaczenia w^SSJrą, czy nąmdty wnejai który można by agłaśzać jako powszechnie obo-
wiązujgji|y. Na pytanieg 'j$p|!ma hyć polski Szekspir?” spróbuję zatem odpowiedzieć w spos(grijMmiB|K^osohisay.. traktujfi j«"'ia^fjakby brzraiato: |faki jest mój polski Szekspi#?Tpto znaczy fr cc»v yzgo dotyChczasctWyCh prze^^i|| budzi mój opór i jak