sobie, co się działo w sercu Musila czy Brocha w dniach triumfu hitleryzmu! Jakie męki musiał im zadawać ich własny język — część ich samych, której nie mogli wyrwać z siebie, jak nie mogli wyrwać — wątroby. Język, w którym tworzyli: dla Żydów tworzących w innych językach język w każdej chwili może się zaognić, ale czy określenie może się zaognić da się użyć wobec hitlerowców? Musil i Broch widzieli, że muszą być kimś innym, niż są naprawdę, że są w niewoli sił, które nimi poruszają jak lalkami na drutach. Sierakowiak w wielu miejscach pisze o przybyszach z Zachodu, dużo gorzej znoszących nowe warunki bytu aniżeli tutejsi. Ilu wśród nich było lub mogło być Musilów i Brochów? Niemcy i Żydzi. Po dojściu Hitlera do władzy Żydzi niemieccy, gdzie tylko mogli, zaprzeczali wiadomościom o okrucieństwach wobec nich. Kochali Niemców i Niemcy. Niemcy byli tragicznym ukochaniem Żydów europejskich. I Niemcy właśnie zadali im śmiertelny cios. Niemieccy intelektualiści (i Żydzi piszący po niemiecku) ubóstwiają podobne zagadnienia („zagadnienie winy”) i przypuszczam, że niejedno już na ten temat napisali. I jeszcze niejedno napiszą.
4 września 1942
O czwartej przemawiali na placu strażaków (Lutomierska 13) Rumkow-ski i Warszawski... Powiedzieli, że «ofiara dzieci i starców jest konieczna, że nic nie udało się zrobić, i że proszą o nieprzeszkadzanie w przeprowadzaniu akcji wysiedlenia...»
Rumkowski...
Nazwisko, które bez ustanku przewija się na kartach dziennika. „Stary”, „król Chaim Pierwszy", „der kajzer”, różnie go nazywano w getcie i różnie nazywa go Sierakowiak. Jest symbolem łódzkiego getta. — Co powiedział? Gdzie był? Co zapowiada? Co wymyślił? — interesuje wszystkich. Nic dziwnego, jest związany z niemieckimi bogami, jest ich wysłannikiem, jest zatem zwiastunem losu ogólnego. Tuż po wejściu do Łodzi w roku 1939 Niemcy, zebrawszy gminę, mianują siedemdziesięcioletniego starca jej przełożonym. Nominacja przypada Rumkowskiemu, zdaje się z tytułu wieku, jest istotnie najstarszy. Przed wojną był drobnym fabrykantem, prawicowym syjonistą, filantropem. Zdaje się, iż pochodził z Litwy, jego język żydowski jak powiadają, miał akcenty litewskie, po polsku nie mówił zbyt dobrze, nie lepiej mówił po niemiecku.
Po nominacji w starca jakby nowy duch wstąpił. Staje się dyktatorem stu sześćdziesięciu tysięcy ludzi, stłoczonych w najbrzydszej, najnędzniejszej dzielnicy świata, na Bałutach. Jego portrety wiszą w szkołach, urzędach, niektórych sklepach. Dzieci piszą doń akty hołdownicze, to samo czynią starsi. Otwarcie każdej nowej placówki zaczyna się od sakramentalnej formuły, iż swe powstanie zawdzięcza Rumkowskiemu. Odwiedza szkoły i placówki, pokazuje się wśród dzieci, walczy c tytuł dobroczyńcy dzieci, zjawia się na ślubach i udziela błogosławieństwa nowożeńcom.
Otwiera kuchnie, za cenę kuchni i przydziałów zapewnia sobie poparcie partii politycznych. Przy pomocy większego uprzywilejowania jednej kuchni nad drugą rozpala antagonizmy, dzieląc ludzi, umacnia siebie. Udaje mu się to bez trudu — nad gettem łódzkim unosi się jeder. bóg — kartofel. Już nawet nie Chleb, Chleb jest zbyt drogi, lecz kartofel, obierzyny są artykułem sprzedażnym. Getto głoduje jak żadne inne i na ten temat dziennik Siera-kowiaka mówi niejedno. Rumkowski gromadzi fachowców, nie brak mu ludzi niekiedy świetnych. Jego totumfaccy pochwytują w kleszcze wszystko, co żyje i chodzi po getcie. Powstaje państwo w państwie, miniatura państwa faszystowskiego, korporacyjnego, miniatura i karykatura. Pyszne zewnętrznie ramy organizacyjne mają środek spuchnięty z głodu. Niemieccy kupcy kupili to miasto i tych ludzi od gestapo po to, by wycisnąć z nich wszystko — za cenę niewielkiej ilości brukwi i kartofli. Sierakowiak pisze dokładnie, co człowiekowi przypada na dekadę. Z głodu miasto traci wszelką odporność, głód zabiją ludzi i Rumkowski może zrobić wszystko. Od pierwszej chwili miasto pozostawione jest samemu sobie, nikt się nim nie interesuje, żadna partia polityczna z zewnątrz nie szuka kontaktu, nikt nie pomaga. Nie ma tu warszawskiego szmuglu, nie ma warszawskich kontaktów, interesów, tej cudownej mieszaniny najczystszej szlachetności i najczystszego interesu, stuprocentowego złodziejstwa i stuprocentowej fantazji i bezinteresowności, nie ma życia. Miejsce to kona od pierwszej chwili. Ponieważ brak kontaktów, nawet złoto ma tu mniejszą wartość niż gdzieindziej, nie można go ugryźć, nie da się zamienić na Chleb, nie ma tutaj wspaniałych warszawskich szmuglerów!
Nad taką to krainą panuje „cesarz” Rumkowski, „der kajzer”. Latem pokazuje się w białej karecie, zimą w czarnej. Żeni się z młodą dziewczyną, urządza rodzinę i przyjaciół. Genialnie czuje Niemców, stwarza im karykaturę ich ukochanej zasady wodzostwa. Na Bałutach wśród ludzi spuchniętych z głodu, zdychających z zimna — nie ma węgla, nie ma drzewa, przy kuchenkach gazowych panuje tłok, kuchenki gazowe wynajmują na godziny — uwija się karykatura wodza. Rumkowski każe bić pieniądze, wydaje znaczki ze swą podobizną, nie, nie można bez drżenia i lęku zobaczyć tego człowieka na tamtym tle! A jednak... A jednak są tacy, którzy uważają, iż Rumkowski był nie tylko karykaturą, bufonem, błaznem, że chodziło mu o coś więcej... Ocena polityczna Rumkowskiego musi być jednoznaczna, ale trzeba przyznać, iż jest to ktoś, kto prosi się o pióro!
Kiedy przemawia na placu strażaków, wie już o samobójstwie Czernia-kowa w warszawskiej gminie. Czy żądając starców i dzieci, wysyłając ich na rzeź ma jeszcze złudzenia, iż uda mu się kogoś uratować z getta łódzkiego? Ze swej działalności miał tylko jedno wyjście — samobójstwo. Nie popełnił samobójstwa. Latem 1944 opróżniono getto i Rumkowski także pojechał do Oświęcimia. ITans Biebow, który go cały czas popierał, daje mu bydlęcy wagon, oddzielny, urządzony jak wagonetka i — glejt na drogę. Z glejtem w ręku Rumkowski znalazł się na rampie w Oświęcimiu. Tam