w stanie pojąć to, co się działo przed ich oczami. Jak na tę scenę mógł reagować szary zjadacz codziennego telewizyjnego razowca? Nadajmy temu pytaniu postać bardziej konkretną: jak papieskie mówienie, w którym pojawiało się tyle słów w nowomowie nadużytych i zdewaluowanych, pojmował człowiek przeciętny, ten, którego świadomość językową określają przede wszystkim środki masowego przekazu? Czy był on w stanie dostrzec różnice lub wręcz elementy polemiki, czy też ulegał złudzeniu podobieństwa i żywił przekonanie, że Papież i pierwszy sekretarz mówią to samo? Jest to pytanie o znaczeniu podstawowym, nie sposób jednak na nie odpowiedzieć. Nie sposób, bo zjawiska te nie były przedmiotem socjolingwistycznych dociekań. A tylko one pokazałyby, w jaki sposób współczesny Polak reaguje na manipulację językową i na tak wyraziste formy jej przezwyciężania. Można się co najwyżej domyślać, że umiejętność dostrzeżenia różnic zależała od ogólnej kultury umysłowej i językowej, że była pochodną wielu czynników, w tym także — stopnia, w jakim dana osoba została określona przez mass media, a więc umiejętności dystansowania się wobec tego, co one głoszą (lub jej braku). Jedno jest pewne: zasadniczym kontekstem wypowiedzi Papieża, tych przede wszystkim, w których podejmował on kwestie społeczne. i narodowe, była mowa manipulowana. One zaś stanowiły doniosły akt antymanipulacyjny — również za sprawą tego, że Papież nie liczył się z możliwością nieporozumień w szerokim odbiorze, że podjął ryzyko operowania słowami nadużytymi po to, by przywrócić im zagubiony sens i związane z nimi zagubione wartości. Wagę tego faktu trudno przecenić, nawet jeśli się uzna, że ten czy inny naiwny słuchacz nie potrafił się zorientować w tym, co się dzieje. Wagę historyczną. Można już o niej mówić z dzisiejszej perspektywy, gdyż niewielki czas dzieli czerwiec 1979 od sierpnia 1980. Nie należy o tym zapominać.
kwiecień 1981
r
jCicdy w marcu 1980 roku wygłaszałem w PEN-Gubie krótki odczyt , nowomowie, a potem — w czerwcu — publikowałem go w „Polityce”, ^ byłem — i nie mogłem być — świadom, co się stanie tego lata, w tym jakże, co się stanie z nowomową. Osiągnęła ona wyjątkowo wysoki stopień stężenia, wydawało się, że jest potężna i stabilna, że nic jej nie zagraża, a jeśli można było przypuścić jakąś ewolucję, jakieś ograniczenia jej oddziaływania, to — w najlepszym razie — przy założeniu, że będzie to 1 proces powolny, mozolny i nieefektowny. Owego niezwykłego lata wiele przewidywań i przypuszczeń okazało się tylko świadectwem braku wyobraźni. Rzeczywistość, choć nie przemieniła się w świat ideału, przeszła wszelkie oczekiwania. Przeszła je także w tym, co się stało z nowomową. Choć osaczała nas ze wszystkich stron, choć osiągnęła tak wysoki — jak można było sądzić — stopień stabilizacji, załamała się w tempie galopującym, niemal z dnia na dzień, na naszych oczach. A w każdym razie załamała w tej postaci, w jakiej ostatnio funkcjonowała. Załamanie to, tak spektakularne i gwałtowne, skłania do refleksji teoretycznej o samej naturze nowomowy, jak też do obserwowania konkretnych, niekiedy drobnych, ale ważnych zmian w publicznym mówieniu o sprawach publicznych.
1
Nawet jeśli się nie jest wyznawcą tzw. generał semantics, która głosiła, że zło tego świata uwarunkowane jest przez przypadłości języka, nie można nie zauważyć, że nowomowa stanowiła (i w jakiejś mierze stanowi nadal) istotny współczynnik kryzysu społecznego, że wpływa na jego przebieg i utrudnia jego rozwiązanie. Okazała się przeszkodą — choć oczywiście nie w tym sensie, w jakim o języku jako przeszkodzie pisał na przełomie wieków Bergson. Okazała się przeszkodą dla wszystkich stron, które w kryzysie tym uczestniczą i usiłują go rozładować. A więc także i dla tych, których słowo publiczne sprowadzało się do tej pory do nowomowy,Okazała się przeszkodą z wielu względów. . Przede wszystkim z tej racji, ig wprowadziła do języka zamieszanie,, które przynajmniej w pewnych najhardziej drastycznych przypadkach określić można bez obawy, że zostanie się posądzonym oprzesadę, jako swojego rodzaju semantyczny bezład. Bezład, gdyż znaczenia słów i formuł odbiegają od znaczeń przyjętych w języku klasycznym, ale zarazem nie są na ogół całkowicie od nich wolne. Nie o taką separację zresztą w nowomowie zazwyczaj chodzi, ważna jest przede wszystkim manipulacja, za której sprawą pewne elementy sensu tradycyjnego trwają
89