mi nie wierzył. Oto moja zemsta — ten tryumf. Należy zawsze chorego słuchać. Jeden Ebers, oprócz niego nikt nic niewart!
Gdy sobie przypomnę, jak wtedy, gdy mi oczy w słup szły, Ty i pani Ogińska mówiliście: „to wstrętne i udane” — ogarnia mnie taki ból, taki żal, taki straszny gniew! A Jekeles, który mi palił świecą pięty, który krzyczał na mnie jak na wariatkę — Jezus, Maria! j a to wszystko przenosiłam, za co? Za to, że miałam w sobie taką straszną bestię, bo zwykły soliter jest niczym wobec tego, co przy mnie w słoiku stoi. Jest to najstraszniejszy gatunek. Możesz sobie to przeczytać w tej książce Feuer-steina. I gdy mu mówiłam, że ja go mam — on śmiał się i mówi: „Co pani wie, gdyby go pani miała, to by pani śpiewała inaczej!”
Dziś, za godzinę, będę miała chwilę prawdziwego tryumfu. Skoro się ma do czynienia z rozumną pacjentką, a nie szewcową, należy j ą słuchać. Nigdy i Ty nie pozwoliłeś mi powiedzieć, jak i co. Wszyscyście byli mądrzy, tylko ja cierpiałam jak potępieniec, a już te ostatnie dnie, to gdyby nie Ebers, byłabym chyba sobie życie odebrała. On jeden słuchał i wierzył, on jeden i ten mały Zawadzki u Majewskiego! A profesor Jaworski! A bydlę Gluziński! Konsylia! Powagi. Ja swoje, oni swoje.
Ach, draby! draby! dziś bym tym, co mi nie wierzyli, tego ślicznego, wyhodowanego przez nich tasiemca w mordy wtłoczyła. Niechbyście go mieli i niechby Was dławił. Włodzim [?] miał rację w analizie i było mi się tego trzymać, a że przy Jawor[skim] nie było jaj, to niczego nie dowodziło i mądry doktor powinien to wiedzieć, bo tak było w książce Feuerstfeina] napisane.
Tego tasiemca nie dam nikomu. Kupię śliczny słoik i każę na nim wyrżnąć nazwiska lekarzy:
dr Kruszyński • prof. Korczyński
Breiter
Feuerstein
Owczarski
dr Gąsiorowski dr Jekeles dr Gabryszewski
Tarnawski HUckel prof. Jaworski rektor Gluziński Maryszler
dr Gaik
dr Chramiec prof. Bylicki dr Schneider
dr Kołaczkowski
I jeszcze tych, których sobie przypomnę.
Ja cierpię na to już od Krakowa, gdzie miałam ataki, co mi Kasia uroki odczyniała i w Zakopanem. To się zostanie. A w słoiku będzie ów śliczny tasiemiec, tak cudownie negowany przez tę bandę zbójów. Nie mogę się uspokoić! Mieć takie dowody, te ataki na nowiu, który zawsze wypada koło 20-tego — nie zwrócić na to uwagi. Zwalać na klimakterium, na histerię, na czorta, na diabła.
Ach, łotry! banda opryszków! i ja pomiędzy nimi. Gdyby Bóg mi nie zesłał Eb[ersaj, co by ze mną dalej było? Wszak ja w ostatnim tygodniu schudłam s/4 kilo — i ciągłe miałam wymioty.
To nie jest głowa. Daleko do niej — jutro będą truć. Siedzieć będzie przy mnie cały dzień na zmianę Feuer-st[ein] i jego brat Truć będą dynią, a potem paprocią. Feuerst(ein] miał rzadką minę i teraz udaje, że on przecież mówił, że tak jest Niech gada, co chce, byle mnie uwolnili od tego potwora, który mnie tak strasznie męczy. Będzie to fatalna rzecz, ale konieczna, bo inaczej zginę.
Całuję Cię, doniosę Ci, co się stało. Polecam się Bogu, bo to ciężkie przejście.
Twoja
Lunia
731
DO STANISŁAWA JANOWSKIEGO
[Lwów, 19 XI 1906]
Kochany Stasiu!
Piszę do Ciebie dziś, ażebyś wiedział, co się dzieje. Wczoraj, tj. w niedzielę, cały dzień wiłam się w bólach. O 6-tej dali mi oleju i o 7-mej znów wyszło około 2V*
221