patyczki. Jeśli z akcji to wynika, może zapalić kawałek papieru w popielniczce — „to będzie ognisko” (ze względu na ewentualne niebezpieczeństwo wywołania pożaru może to robić wyłącznie prowadzący zajęcia).
Pozornie rola prowadzącego terapię jest banalnie prosta. Dba on, by dzieciom nie stała się krzywda, czyta nie dokończone historyjki, pilnuje, by inscenizacje dotyczyły ich meritum, włącza i wyłącza magnetofon, zachęca dzieci do słuchania nagrań, czyni historyjki bardziej zrozumiałymi poprzez wprowadzanie rekwizytów, proponuje dzieciom zamianę ról.
Cała trudność i złożoność tej roli wynika z konieczności tworzenia szczególnej atmosfery (klimatu psychologicznego) dającej poczucie bezpieczeństwa oraz ułatwiającej proces uczenia się nowych zachowań, ułatwiającej podejmowanie decyzji o zmianie swojego zachowania.
Stworzenie warunków, w których dziecko czuje się bezpieczne (patrz s. 39—43), jest trudne ze względu na fakt, iż potrzeba aktywności, niezależności stoi w opozycji do potrzeby bezpieczeństwa. Całkowite podporządkowanie sobie dziecka oraz decydowanie o tym, co, kiedy i jak ma ono robić, dawałoby mu największą gwarancję bezpieczeństwa. Byłoby jednak bardzo niekorzystne wychowawczo. Kształtowalibyśmy bowiem wówczas społeczeństwo marionetek. Na szczęście jest to niemożliwe, gdyż zwiększające się poczucie bezpieczeństwa wyzwala inicjatywę samodzielnego działania. Właśnie tę inicjatywę dobry terapeuta pobudza i wykorzystuje do samodzielnego uczenia się. Im więcej nowych doświadczeń dziecko zdobędzie, tym większe stają się szanse na korzystną zmianę w jego zachowaniu.
Zdobywanie nowych doświadczeń zawsze przebiega w warunkach pewnego zagrożenia. Zawsze może się wydarzyć coś, co będzie dla dziecka nieprzyjemne, np. dowie się ono, że jakieś jego zachowanie, odgrywane podczas kolejnej psychodramy, wywołuje aktywny sprzeciw ze strony kole-
l
gów, że jest przez nich odrzucane, że nie chcą się z nim bawić. Wszystko, co dzieje się podczas psychodramy, jest po części zabawą, a więc przykre uczucia, jakie przy tej okazji występują, nie są zbyt silne i zagrożenie nie jest tak duże, jak w codziennym życiu. Niemniej aktywnemu dziecku stale owo zagrożenie towarzyszy. Dzieci agresywne są jednocześnie dość aktywne, czasem nawet nadmiernie.
Terapeuta musi zatem swoją osobą stwarzać dodatkowe bezpieczeństwo. W żadnym wypadku nie wolno mu potęgować zagrożenia. Nie wolno mu więc karać dzieci ani krzyczeć, zabraniać czegoś w sposób surowy i apodyktyczny. Przestrzeganie tej zasady bywa niekiedy bardzo trudne, zwłaszcza gdy dzieci pobiją się lub przejawiają inne zachowania, które mogą się stać przyczyną zagrożenia ich zdrowia (np. wchodzą na parapet okienny, by stamtąd skakać, rzucają ciężkimi przedmiotami, bawią się zapałkami). Interwencja terapeuty jest wówczas konieczna. Można interweniować, podchodząc do dzieci, przytrzymując je za rękę, przytulając, mówić wtedy cicho i spokojnie, wykazując przy tym zrozumienie dla uczuć dziecka. Nie ma żadnych podstaw, by sądzić, że takie postępowanie będzie mniej skuteczne niż głośny krzyk, karanie lub straszenie karami.
Dzieci powinny stale odczuwać, że są przez terapeutę rozumiane, że odnosi się on do nich z prawdziwą życzliwością, szacunkiem i zaufaniem.
Okazywanie prawdziwej życzliwości i zaufania oraz wyrażanie zrozumienia przeżyć i stanów dziecka także nie jest łatwe. Nie wystarczy bowiem tutaj odczuwać prawdziwą życzliwość, zrozumienie oraz ufać w możliwości dziecka. Trzeba jeszcze umieć sprawić, by dzieci uwierzyły, że terapeuta ma taki właśnie stosunek do nich, trzeba umieć w sposób widoczny dla dzieci ten właśnie stosunek okazywać.
Przyjęcie takiej humanistycznej postawy (lub zbliżonej
103