że należy posłać. Proszę Cię o jedno tylko, nie pisz jej z tego powodu głupstw, bo jest stara i ona wierzy, tylko odpowiedz jej, że nie chcesz się przymuszać, a tylko gdy uczujesz tego wewnętrzną potrzebę, to zrobisz. A tak nie ma dla Ciebie żadnej pociechy ani dla Pana Boga. Mamę opętali jezuici — tak jak moją matkę dawniej, tak że się rozgospodarowali u nas, ale Papa, choć także bigot, jednak ich nie mógł znieść i rozpędził. Tylko Kazio [Korwin-Piotrowski] został ich zawsze wielbicielem (dzieło Jezuici w Polsce), ja zaś znienawidziłam ich na zawsze.
Słyszę, że są mądrzy, ale na prawdziwie mądry umysł działają przeciwnie. Mama się zachwyca ich skromnością w spuszczaniu oczów. A to najwstrętniejsze. Zło nie wchodzi ani przez oczy, ani przez dziurki do nosa, tylko jest w człowieka przeznaczeniu. Broszurek Ci nie posyłam, bo jak zechcesz przeczytać, to przeczytasz tutaj. Zdenerwują Cię ich kuchenne filozofie. Wolę sto razy jedno Ojcze nasz niż ich wywody.
Tu ohydna pora — odwilż, możesz sobie wyobrazić, jaki jest stan mych płuc. Idę w tej chwili do łóżka, bo mam dreszcze i żadnego apetytu. Ebers napisał już z Lido. Stali na polu po kilkanaście godzin. Pisze, że ma dużo zgłoszeń, że gdy przyjadę, będzie już kilkanaście osób, że słońce, że jasno, choć zimno, i każe mi się ciepło ubrać.
Dopiero dziś idzie My [A. Krechowieckiego]. Byli u mnie akademicy prosić o odczyt i mówili, że przygotowali całą owację panu c.k., że mnóstwo niosą jaj i kartofli, że nie dopuszczą do grania. Cała historia z Chmielińskim] to udane.
W Warszawie idzie Dulska we wtorek [7 I!]. Bardzo się namęczyłam pisząc listy tu i tam. I informacje dla Ga-w[alewicza] i Siemaszki.
W ogóle cała ta historia nie na moje nerwy. Bardzo żałuję, że Ciebie nie ma, to byś mnie wyręczył w niejednym. Już Hycht[er] i G od ziem [ba-Wysocki] przychodzili prosić za Ogiń[ską]. Powiedziałam: „Żałuję, ale inaczej być nie może.” Rolę Meli gra Trapszo.
Ach, Boże! żeby jechać. Pani Woźniakowska] coraz większe fochy pokazuje, aż wczoraj trzasnęłam ręką w stół i krzyknęłam: „Jak niedobrze, proszę wracać do książąt!” Zaraz zamilkła, ale dziś obiad mi dała o wpół do trzeciej.
Węgla nigdzie dostać nie można. Lwów jest zupełnie pozbawiony węgla i znikąd nic dostać nie można. Piszę do Godziemby, żeby się wystarał w magistracie. Czekam kurek i masła.
Całuję serdecznie bardzo Uńciego i proszę o kurki i masełko, bo tego, co tu, jeść nie mogę.
Uńcia
Heller był u mnie przed chwilą. My wczoraj nie dograli, tylko był ostatni skandal. Obrzucili scenę jajami, żabkami, kartoflami. Gdy Krech[owiecki] wszedł do loży, podniósł się ryk: „Precz, lokaju! hańba d! na latarnię, hofracie.” Uciekł po II akcie, wyszedł i reżyser i przeprosił, że sztuka nie będzie skończona. Co więcej, ponieważ dużo tu zawinił Adwent [owi cz], zapowiedziała ta część publiki, która jest za Krecho[wieckim], że nie da mu słowa przemówić ze sceny w niczym.
Rolę Zbyszka gra Wostrowski.
747
DO STANISŁAWA JANOWSKIEGO
[Lwów, 8 I 1907], wtorek wieczór
Kochany Stasiu!
Ten wypadek z ręką, to prawdopodobnie nie magnezja, ale kochane polowańka i jaki osioł, który Cię postrzelił. I to w prawą rękę! Aż mnie zgroza bierze. W chwili wykończenia portretu. Czy chociaż Cię dobrze opatrzono, bo z tego może być rzecz gorsza, niż przypuszczasz, jeśli się
245