Do przykładów spełniających powyższy warunek będą - jak sądzę - należały otoczaki, których spadania nic można przypisać żadnej trąbie ani innemu wirowi powietrznemu, porywającemu je uprzednio w górę. Następnie, otoczaki spadające z gradom o takich rozmiarach, że jego formowanie się w górnych warstwach atmosfery jest zupełnie niemożliwe. I wreszcie ka-mionio, które spadają w to samo miejsce przez dłuższy czas, niejednokrotnie z dużą przerwą pomiędzy jednym i drugim opadom, jak gdyby icli źródłem było coś, co stacjonuje w górzo właśnie nad tym miejscom. We wrześniu 1898 r. w jednej z nowojorskich gazet pojawiła się historia o piorunie, który uderzył w drzewo na Jamajce, zaś obok pnia znaleziono później pewną liczbę okrągłych kamieni. Powiadano, że musiały spaść razem z uderzeniem pioruna. W powyższym przypadku można było oczywiście zakładać upadok meteorytu, jednakże obrazą dla ortodoksji był kształt kamieni - nie graniasty, jak zwykły wyglądać odłamki meteorytu, lecz okrągły i „jakby wygładzony przez wodę". Nie zdarzył się wówczas żaden huragan, ani też żadna trąba powietrzna na wierzch wylazła więc teoria pochodzenia „z miejsca rzokomogo upadku". Oto autor piszący o tym wydarzeniu w „Monthly Weatlier Reviow" (sierpień 1898) informuje, że zjawiskiem zajmował się rządowy meteorolog, który stwierdził, iż drzewo rzeczywiście zostało rażone piorunem, a obok znaleziono wygładzono przez wodę kamyki, wszelako podobne kamyki można znaleźć w wielu miojscach na Jamajce.
Natomiast wrześniowy numer „Monthly" z 1915 r. publikuje relacje prof. Fassiga na temat gradu, który spadł w stanie Maryland 22 czerwca tegoż roku, a którego ziarna osiągały wielkość piłki baseballowej. Prof. Fassig pisze następnie: „Mamy interesujące, chociaż nio potwierdzono doniesienie, że w środku niektórych szczególnie dużych ziaren gradu, któro zbierano w okolicach Annopolis, znajdowały się okrągłe kamyki. Młody człowiek, który opowiedział nam tę historię, obiecał równioż dostarczyć okazy wydobytych z gradu kamieni, „jednakże jak dotąd togo nio uczynił". Zaś u dołu artykułu znajduje się przypis od redakcji pisma: „Po napisaniu tego artykułu, jego autor - jak sam twierdzi - otrzymał kilka okazów wspomnianych wyżej kamieni”.
Młody człowiek „dostarczający” kamienie jest równio przekonujący jak cokolwiek, o czym zdarzyło mi się słyszeć, czyli nio bardziej niż gdyby opowiedział, że z nieba spadały kanapki z szynką, a potom na dowód prawdziwości swoich słów miał dostarczyć kilka takich kanapek. Znacznie ważniejszy dla nas jest laki zauważony przez jednego z obserwatorów Biura Pogody, któ-iy stwierdził, żo niezależnie od tego, czy kamyki te były wysoko w górze przoz długi czas, czy przez krótki, niektóre ziarna gradu, które spadały wraz z nimi, były tam z cała pewnością bardzo długo, Ziarna te bowiem składały sio z dwudziestu do dwudziestu pięciu warstw czystego lodu i zmarzniętego śniegu na przemian.
Kusi mnie, by - posługując sie terminami ortodoksyjnego myślenia - dowieść, iż pokaźno ziarna gradu spadają z szybkością tak duża, żo nie mogłyby obrosnąć nawet jedna warstwa lodu. Żeby obrosnąć w dwadzieścia kolejnych warstw lodu trzeba nie tyle spadać, co toczyć sie i obracać przez dłuższy czas w mroźnym środowisku.
A teraz fakt dość banalny, który rozpoznajemy z łatwością dla dwóch względów. Oto małe symetryczne obiekty z metalu spadły we wrześniu 1824 r. w Oronburgu, w Rosji („Pbilosophical Magazine”, 4-8-403), Myślę teraz oczywiście o dysku z Tarbes, lecz kiedy po raz pierwszy trafiłem na te informacje uderzyła mnie głównie powtarzalność zjawiska. Obiekty z Oronburga opisywano jako kryształki pirytu, czyli siarczku żelaza. Według chemicznej analizy zawierały one 70% czerwonego tlenku żelaza, natomiast siarki było w nich mniej niż 5%. Wydaje mi sie wiec, żo żelazo, któro zawiera mniej niż 5% siarki nie powinno sie już nazywać pirytom. Otóż takie niewielkie, rdzawo obiokty z żelaza spadły dokładnie w tym samym miejscu w cztory miesiące później.
Ponieważ raczej trudno jest sobie wyobrazić małe metaliczne obiokty, wiszące dokładnie nad jednym rosyjskim miastem i przez cztory miesiące obracające sie jak ciało sztywne wokół wirującej Ziemi, wygląda na to, żo coś jakby celowało w to miasto, a w cztery miesiące później oddało nastąpną salwę.
Nie możemy jednak odrywać sie od gruntu naszej wiedzy w zaraniu XX wieku. Niektórycli tradycyjnych pojęć musimy sie wciąż trzymać, a sytuacja taka może w pewnych przypadkach potrwać jeszcze bardzo długo. Akcoptujomy wiec na przykład, żo Ziemia jost - nic okrągła oczywiście, to byłoby zbyt staroświeckie - akceptujemy, żo Ziemia jost zaokrąglona, obraca sie wokół własnej osi i krąży w przestrzeni po okołoslonecznoj orbicie. Ponad nią zaś, wysoko ponad jej powierzchnią, istnieją regiony grawitacyjnej równowagi, zwane przez nas również regionami zawioszonia, któro obracają sie i krążą wraz z nią, i z którycli czusami, pod wpływom różnycłi atmosferycznych zaburzeń, spadają na Ziemie rozmaito niecodzienne obiokty.
tvt