naród jest wspólnotą, tzn. grupą jednostek wzajemnie powiązanych wspólnymi interesami, pracą, tradycjami, wartościami i uczuciami (MacDonald, 1957, s. 69).
Aby taka argumentacja nie wydawała się anachroniczna, sięgnijmy po przykłady bliższe współczesności. Paul Johnson opisywał w roku 1964 przykre spotkanie z publicznością telewizyjnego pop show w sposób następujący:
Oba kanały telewizyjne nadają cotygodniowe programy, w których prezentuje się i ocenia popularne przeboje nastolatków. W trakcie wykonywania muzyki kamery zatrzymują się ordynarnie na twarzach publiki. Jakąż bezdenną otchłań pustki one objawiają! Ogromne twarze, wypasione w taniej cukierni i rozmazane makijażem z tanich sklepów, otwarte, obwisłe usta i załzawione oczy, ręce bezmyślnie bębniące w rytm muzyki, połamane obcasy, tandetne, szablonowe stroje; mamy tutaj najwidoczniej zbiorowy portret pokolenia zniewolonego przez machinę komercji. Opuszczając studio TV, natknąłem się na wychodzących z jednej z takich sesji. Jak żałośnie oni wyglądali: młode dziewczyny, najwyżej szesnastoletnie, ubrane jak dorośli i już ustawione w szeregu jako obiekt do eksploatacji (cyt. w: Frith, 1983, s. 252).
Jest to świetny i jaskrawy przykład, w którym uwaga skupia się na pozornie najbardziej biernym i eksploatowanym ze wszystkich rynków masowej konsumpcji — młodzieżowym rynku odzieży, mody i muzyki.
Zgodnie z tą teorią, kultura masowa jest kulturą zestandaryzowaną, sformalizowaną, powtarzalną i powierzchowną, która czci trywialne, sentymentalne, natychmiastowe i fałszywe przyjemności kosztem poważnych, intelektualnych, sprawdzonych w czasie i autentycznych wartości. Jak argumentuje MacDonald w swoim lamencie nad tym, co nazywa „rozprzestrzeniającym się szlamem kultury masowej”:
jest to kultura niska, trywialna, która unieważnia zarówno głębokie rzeczywiste dramaty (seks, śmierć, niepowodzenie), jak proste, spontaniczne przyjemności, ponieważ te rzeczywiste dramaty byłyby zbyt rzeczywiste, a przyjemności zbyt żywe, aby zyskać [...] narkotyczną akceptację kultury masowej i stać się towarem, który ona sprzedaje jako substytut niepewnej i nieprzewidywalnej (a stąd niestabilnej) radości, tragedii, dowcipu, zmienności, oryginalności i piękna rzeczywistego życia. Masy, deprawowane przez kilka pokoleń tego rodzaju rzeczami, domagają się w rezultacie produktów kulturowych, które są trywialne i wygodne (MacDonald, 1957, s. 72-73).
Kulturze masowej brak zatem intelektualnego wyzwania i stymulacji, preferuje ona mało wymagającą wygodę fantazji i eskapizmu. Jest to kultura zaprzeczająca wysiłkowi myślenia i tworząca własne emocjonal-
ne i sentymentalne reakcje kosztem wymagania, aby publiczność ruszyła głową, podjęła wysiłek i pracę wykraczającą poza własne reakcje. W tym sensie zaczyna ona spłycać rzeczywistość społeczną na potrzeby masowej publiczności. Stąd upraszcza realny świat i fałszywie tłumaczy jego problemy. Jeśli zostają one rozpoznane, traktuje je zwykle powierzchownie przez dostarczanie łatwych i fałszywych rozwiązań. W równym stopniu popiera ona komercjalizację i czci konsumeryzm, zysk i rynek oraz tłumi inne opozycyjne głosy, ponieważ jest kulturą udaremniania i bierności, przeczącą intelektualnemu wyzwaniu.
Rozwój kultury masowej sam przez się byłby widziany przez powyższych badaczy jako wystarczająco groźny; jednakże nie chodzi tutaj tylko o te jej skutki, które dotychczas opisywano. Jeśli usunięciu w cień kultury ludowej nie przeciwstawi się lud, to kultura wysoka i rola tradycyjnej elity intelektualnej są w równym stopniu zagrożone. I tutaj dochodzimy do sedna wielu niepokojów, obaw i objawów wrogości wyrażanych przez tych intelektualistów wobec kultury masowej. Kultura elitarna ciągle istnieje, razem z już skazaną na zagładę kulturą ludową, porzuconą na rzecz kultury masowej. Mimo to jej miejsce i bezpieczeństwo, jej przywilej sądzenia, wydawania werdyktów i mówienia w imieniu tych, którzy głosu nie mają, zostały zakwestionowane zarówno przez rozkwit kultury masowej, jak i ogólną trywializację wszelkiej kultury oraz przypuszczalną utratę możliwości i umiejętności doceniania i rozumienia kultury wysokiej.
Dla niektórych badaczy, jak choćby MacDonalda, nie byłoby problemu, gdyby ludzie mogli pozostać przy swoich własnych ludowych nawykach kulturowych, a zostawić sztukę elitom. Jednakże dla innych jest to ostrzeżeniem, jak zgubny może być wpływ kultury masowej. Pisząc we wczesnych latach trzydziestych interesujące studium o rynku książek, angielska pisarka i krytyk społeczny, Q.D. Leavis (1906-1981), wyraziła swoje niepokoje w sposób następujący:
Nie jest być może niespodzianką, że w 43-milionowym społeczeństwie tak wyraźnie zróżnicowanym pod względem smaku, iż każda sfera jest zaspokajana niezależnie przez jej własnych pisarzy i dziennikarzy, mało wykształcona publiczność może nie zna dzieł, a nawet nazwisk pisarzy wyższego poziomu, podczas gdy dla publiczności wyższego poziomu Ethel M. Dell lub Tarzan winni być dogodnymi symbolami znanymi raczej z pogłosek niż z pierwszej ręki. To, co z bliska wydaje się trywialne, staje się poważnym problemem, jeśli zdamy sobie sprawę, iż oznacza to ni mniej, ni więcej, że masowa publiczność — prosty czytelnik dra Johnsona — nie ma nawet bladego pojęcia o żywotnych zainteresowaniach współczesnej literatury, jest nieświadoma jej rozwoju i odporna na jej nauki, a ta ważna mniejszość, której jako jedynej przypadło zajmować się współczesną literaturą, zanika, jest izolowana, wypierana przez ten ogół i zagrożona wymarciem. Poezja i krytyka nie są czytane przez prostego czytelnika; dramat, który zawsze
25