737
DO STANISŁAWA JANOWSKIEGO
[Lwów, 12 xn 1906]
Mój kochany Stasiu!
Fotografie nadliczbowe dostałam. Bardzo ślicznie dziękuję, bardzo.
Wyobraź sobie, źe Solski gra Dulską w tę sobotę bez mego pozwolenia, bo ja wyraźnie żądałam po świętach i razem jednego dnia Lwów—Kraków-—Warszawa *, aby nie mieli czasu mi sztuki zgryźć. I w czas najgorszy, w tydzień świąteczny, on gra nie pytając, że mi sztukę gubi. Gdy mi to powiedział Feuerstein, myślałam, że mi się n!e wiem co zrobi!
Drugie zmartwienie, od kilku dni budząc się widzę, że jestem coraz żółtsza na twarzy i rękach. Ale nie zdawałam sobie z tego dobrze sprawy. Gdy Feuersftein] wczoraj w dzień wszedł, aż stanął jak wryty. — „A z panią co? proszę do okna.” Pokazuje się, że mi tam coś niedobrze. Kaszlę bardzo i mam silne dreszcze. Jem przecież dużo. Kury Twoje starczą może na dwa dni.
Tak w ogóle jestem lepiej. Zajmuje mnie jakoś wszystko, ale w domu. Na świecie — nie. Aby mieć spokój, musiałam odebrać gospodarstwo z rąk pani Woźnia kfo w s k i e j]. Co się działo, to ja wiem jedna. Bezład, bezhołowie, zamieszanie. Potem skargi do obcych na pracę! Feuerstfeinj mówi: „Niech pani ją oszczędza, bo ona się rozchoruje.” Zdumiałam się. Zabrałam klucze. Ja od trzech dni rządzę, wydaję, pilnuję sługi i obiadu. I o dziwo! Wychodzi pół tego, co dawniej — służąca bardzo dobrze gotuje sama, tak że możesz zupełnie jeść to, co gotuje, przynosi z miasta co do centa to, co się jej każe, bo jest głupia, ale łagodna i uczciwa. W kuchni czyściutko jak w salonie. Ani razu się na nią nie rozgniewałam. I sama służąca do mnie mówi: „Ach, proszę wielmfożnej] pani, tak teraz wszystko się lekko robi, tak dobrze!” Przedtem wrzaski, wydzi-
wiania, ciągłe do mnie skargi, żale. Ja mówię: „Proszę pani, ja piszę, ja jestem chora, ja mam panią po to, aby nic nie wiedzieć o służącej — niech się pani nade mną zlituje.” Ach! ani sposobu. I ciągle, że przez to, że samowar ciężki, ona ma zapalenie ścięgna, a służącej nie dała się do niczego dotknąć, tylko wieczne awantury i kłótnie. Wreszcie ja to zabrałam w swoje ręce i dziś wszystko idzie jak w zegarku. Naturalnie trzeba trochę pogderać, ale inaczej nie można. Jako przykład powiem Ci to. Ja piszę, Woźniakowska] wpada do mnie 3 razy, że Marynia nie chce myć filiżanek po herbacie i ciągle się pokłada i śpi. Ja mówię: „Niech pani przy niej postoi, dokąd nie umyje.” A ona z miną księżnej: „A! dziękuję!” Ja odłożyłam pióro, wstałam, poszłam do kuchni, w niecałe trzy minuty przypilnowałam umycia i wróciłam. Przez ten czas pani Woźniakowska] z rękami w kieszeniach siedziała. Aż trzęsłam się z oburzenia. Ja sądzę, że po Nowym Roku trzeba ją wyprawić. Ja jadę około 10-tego stycznia, więc ten czas Ty będziesz w domu, a ona najzupełniej niepotrzebna. Należy tylko święta ją przetrzymać, aby nie powiedziała, że się z nią niewdzięcznie postąpiło.
Mamy teraz w domu jeża, którego nam przyniósł Wysocki. Jest oswojony, ale zanadto, bo zły jak czort i gryzie. Skoro się go zamknie w jednym pokoju, to gryzie do drzwi, drapie, aby go wpuścić, gdzie ludzie. Loluńcio się go boi, ale pociechę mam z nich obu. Naturalnie pani Wfożniakowska] się rozpada nad nim, a Wysocki wczoraj cały wieczór leżał na podłodze, ażeby mu się przyglądać.
Feuerst[ein] zachwycony fotografiami. Mówi, że to są obrazy, a nie fotografie.
Powiem Bogd[ańskiej] o tej Zimie, że ją chcesz jej dać, tym bardziej że się nią szalenie zachwycała. Tak się cieszę, że nie będę na Wilii! Z tym kłopotem, Boże drogi!
Wyobraź sobie, że pani Woź[niakowska] co dzień chodzi spać o 3-ciej twierdząc, że ma tyle roboty! Nie wiem jakiej, bo mi nic nie uszyła do tej pory. Nic, nic.
Winter był jeszcze wczoraj i pojechał w nocy. Przysłał
233